Pan Włodek: Pana się tu żarty trzymają panie Grzegorzu, a ja nie wiem co robić. A jak babie tak zostanie? Zawsze taka zawzięta była i dobrze nam było razem, ja coś powiem, ona za nożyczki to ja za siekierę...
Maryla: To takie smutne panie Włodku...
Pan Włodek: Ale właściwie to ja do pana Maurycego.
Grzegorz: Maurycy jest w laboratorium, a co pan jeśli można zapytać, chciał od naszego, w zasadzie, syna?
Pan Włodek: No właśnie rozchodzi mi się o to laboratorium. Czy pan Maurycy nie zrobiłby dla mojej żony jakiejś tej no... trutki?
Maryla: O Boże... Panie... Panie Włodku... Co też pan...
Pan Włodek: No co? Podam jej i będzie jak dawniej, co, zły pomysł?
Maryla: Ale jak to tak, Grzegorz jest co prawda kawałem szmaty ale nigdy bym go prawdopobnie nie otruła...
Grzegorz: Otruła? Bua ha ha, ale ty jesteś głupia i prrrrymitywna, Marylo! Panu Włodkowi chodzi o odtrutkę. Powtórz: od-trut-kę!
Pan Włodek:Jak zwał tak zwał. To jak panie Grzegorzu?
<trzask otwieranych drzwi>
Maurycy: Ktoś tu mówił o trutce? Na szczury? Chcecie się pozbyć tego zaślinionego szczu... starca? Świetny pomysł.
Grzegorz: Maurycy, nikt cię nie pyta o zdanie.
Pan Włodek:Nie, no ja pytam. Ma pan może odtrutkę, bo wie pan, moja małżonka była u psychologa i tam jej wmówili, że to nasze bicie to nie z miłości, tylko z jakichś kompleksów, a baba w to uwierzyła i jakieś tabletki łykać zaczęła. Chodzi mi o odtrutkę na te tabletki.
Maurycy: Aaaa. Niech pan panie Włodku idzie ze mną do laboratorium. Coś wymyślimy!