Autor Wątek: Odcinek 1 - "Trybuna"  (Przeczytany 8302 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline szczutek

  • Kompanijny kolaborant bez klasy; As szkodnictwa
  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 2281
  • słoiki dżemu truskawkowego +140/-459
  • Nie zrozumiałem pytania
Odcinek 1 - "Trybuna"
« dnia: 13 Stycznia 2010, 00:49:47 »
Słowem wstępu. Odcinek ten jest jedynym, jaki napisałem; nie planuję ich więcej. Wcześniej planowałem napisanie 3-4 odcinkowego mini-serialu zatytułowanego "Żywoty Jacka Marii Poszepszyńskiego" (akcja miała rozgrywać się na froncie wojny rosyjsko-japońskiej, w momencie uzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku i w roku 1949, kiedy to dziadek Jacek miał redagować pierwszą "Oczywizdoźć", którą pokraczną nazwę miał podyktować osobiście rosyjski generał), ale z powodu braku talentu, natchnienia, czy czegokolwiek bądź jeszcze, zadanie mnie to zwyczajnie przerosło. Pomysły na cztery odcinki "Żywotów..." postanowiłem na początku grudnia zbić w jeden nawiązujący do klasyki epizodzik. Być może, wzorem przysłowiowej krowy, założyłem wrotki tylko po to, by się wypierdolić - ale jak szalet, to szalet, rydzyk-fidzyk, żyje się tylko raz.

Zdaję sobie z tego, że jest to raczej długie, ale krócej zwyczajnie tego napisać nie potrafiłem.

TRYBUNA

Dziadek Jacek [Grzegorz w tle poszukuje czegoś nerwowo; po swojemu chrząka i złorzeczy]: ...i wtedy właśnie, kochani, mój bezpośredni przełożony, kapral Jedziniak, w imię corocznego zwyczaju miał wskazać zupełnie niewinnego żołnierza do rozstrzelania przez pluton egzekucyjny, który, właśnie tego... był... był batalionem.

Maurycy: Matko, dziadku, długo jeszcze? Słuchać już tych pierdół dziadka nie mogę.

Dziadek Jacek: Pierdół, tak? Pierdół?!

Maurycy:
Przecież powiedziałem. Pierdół.

Dziadek Jacek: Pierdół, aha... No, chyba że. Ale ja już prawie miałem kończyć.

Maurycy: No dobrze, niech dziadek mówi.

Grzegorz: Cholera jasna, nie widzieliście gdzieś mojej „Trybuny”?

Dziadek Jacek: Nie, nie widzieliśmy! Tak więc, kochaniutki...

Grzegorz: A ty, Maurycy, mój synu, nie widziałeś może przypadkiem gdzieś mojej „Trybuny”?

Maurycy: Nie, ojcze.

Dziadek Jacek: Czy mogę skończyć?! Czy mogę w końcu skończyć?!

Maurycy: Tak, dziadku, dobrze, mów.

Dziadek Jacek: Tak zatem, w imię corocznego zwyczaju mój bezpośredni przełożony, kapral Jedziniak, miał wskazać zupełnie niewinnego żołnierza do rozstrzelania przez pluton egzekucyjny, który, musisz to wiedzieć, Maurycy, był batalionem. Wybór, jak słusznie podejrzewasz, mój chłopcze, padł właśnie na mnie. Wyrok został oczywiście wykonany, trzask, prask i po wszystkim.

Maurycy: Co też dziadek znowu opowiada? Dziadek nie mógł być rozstrzelany w roku 1904...

Dziadek Jacek: Nie w roku 1904, to po pierwsze, tylko w pamiętnym roku 1906, ty bałwanie jeden. I nie rozstrzelany, tylko powieszony, wiem chyba to lepiej!

Maurycy: Niech będzie, że dziadka powieszono, proszę bardzo. Ale jak dziadek wytłumaczy fakt, że w roku 2010, 104 lat po przedstawionych przez dziadka z całą dbałością o szczegóły wydarzeniach, dziadek ze mną rozmawia.

Dziadek Jacek: Wiesz, Maurycy, to była wojna i jak to na wojnie - kiedy nieprzyjacielskie bombowce zrzucające paczki z prowiantem nadlatywały akurat nad nasze pozycje, to nikt nie myślał o tym, czy kogoś faktycznie karnie otruto cykutą przed frontem pododdziału, czy też akurat nie. W ten właśnie sposób życie ocalił pewien Grek, który...

Maurycy:
Dziadek zwyczajnie łże i tyle. Idę zapalić. [Idzie do okna]

Grzegorz: Cholera mnie trafi, gdzie moja „Trybuna”?! Marylu, Marylu, nie widziałaś mojej „Trybuny”? Marylu? Marylu? Czemu nie odpowiadasz?!

Dziadek Jacek: Bo ponieważ jej tu nie ma.

Grzegorz: Jak to? To gdzie ona poszła?

Dziadek Jacek: Dokładnie nie wiem, ale widziałem, jak wzięła 20 złotych z twojej puszcze po rybkach w puszce.

Grzegorz: Z puszki po rybkach w puszce? Z mojej puszki po rybkach w puszce?! [dolatuje do kuchni, sprawdza] Nie ma!

Dziadek Jacek: A co, nie mówiłem, he, he? Maurycy!

Maurycy: Co?

Dziadek Jacek: Zamknąłbyś to okno, wieje jak cholera.

Maurycy, wciąż paląc: W tym oknie nie ma szyby od dziesięciu lat i nagle dziadkowi zaczęło to przeszkadzać, tak?

Dziadek Jacek: No tak, ale dziesięć lat temu byłem o wiele młodszy, trzask, prask i... [zasnął]

Grzegorz i Maurycy, jednocześnie: Zasnął!

Grzegorz: To mu się od dawna nie zdarzyło, a przecież bez przerwy używa tego swojego idiotycznego, w gruncie rzeczy, powiedzonka.

Maurycy: Coś mu się stało? Albo umarł?

Grzegorz: Zaraz sprawdzimy. Ale znając tego złośliwego starca, po prostu zwyczajnie zasnął bez dania racji.

Dziadek Jacek: Umarł, psia mać! Nic mi się nie stało, debile, idioci, tylko przysnęło mi się ociupinkę! I uważajcie na słowa, bo to ja jestem tutaj, psia mać, głównym lokatorem i...

Maurycy: ...jak przyjdzie co do czego, to wywali nas dziadek na zbity pysk i wynajmie swoją pryczę paru ubogim studentkom medycyny.

Dziadek Jacek: Maurycy, chłopcze, powiedz, skąd wiedziałeś, że miałem zamiar właśnie to powiedzieć?

Maurycy: Intuicja. Ja wychodzę, skończyły mi się papierosy, może ktoś mi da parę. [wychodzi z domu]

Dziadek Jacek: Hmm... Ciekawe i, powiedziałbym nawet, interesujące. Albo na odwrót... nieważne. E, Marylka jeszcze nie wróciła?

Grzegorz: Nie, papo, dopiero co o tym mówiliśmy... Ale, ale! Aaaaale! Co ja widzę! Coooo jaaa widzęę! Co ojcu, wystaje z lewej nogawki ojca spodni?

Dziadek Jacek: A której lewej nogawce, prawda, mówisz dokładnie? Bo, jak wiesz, są dwie lewe. Na ten fakt zwrócił uwagę Zachariasz Dorożyński, morderca...

Grzegorz: Niech się ojciec nie wydurnia! Wystają ojcu z lewej nogawki wygniecone kawałki podartej gazety!

Dziadek Jacek: Bardzo prawdopodobne, prawdopodobnie, ale co w tym takiego nadzwyczajnego, Grzegorzu? Musisz wiedzieć, że ten straszny morderca...

Grzegorz:
Papo, tylko bez tych papy, cholera, anegdotek! Skąd ojciec wziął tę gazetę?

Dziadek Jacek: Z tej samej skrytki w kuchni, gdzie trzymasz rybkę po puszkach w rybce.

Grzegorz: Ojciec wszystko, jak zwykle, pokręcił, ale wszystko jest już jasne! To ojciec podgrandził moją „Trybunę” i następnie wsadził sobie w lewą nogawkę spodni! Ojciec mi natychmiast ją odda!

Dziadek Jacek: Tak było cieplutko... No, skoro tak nalegasz, synu... [oddaje zmiętą „Trybunę”]

Grzegorz, z zadowoleniem: No... No...

Dziadek Jacek: A tak w ogóle, Grzegorzu, to skąd miałeś na nią, te... pieniążki? Przecież w naszym osiedlowym kiosku stare gazety sprzedają o połowę drożej, niż nowe, a na nowe cię przecież nie stać!

Grzegorz:
Nic, mnie ona nie kosztowała, papo. Otóż, nasz sąsiad, pan Stanisław Gnój, co rano wychodzi w mundurze wojskowym na ławkę przed naszym blokiem, by tam poczytać sobie „Trybunę”, którą kupuje zawsze właśnie z jednodniowym opóźnieniem o połowę drożej, tylko po to, by jeszcze bardziej, prawda, wesprzeć ten prasowy, zasadniczo, organ partii. Po jej przeczytaniu [Klucz brzmi klucząco w drzwiach, słychać kroki wchodzącej do domu Maryli] zawsze kładzie ją na murku obok ławki, zbiera z ziemi kilka cegieł i krzyczy, że on to wszystko pieprzy i idzie bronić socjalizmu na Czechosłowacji. A kiedy wraca, to już jego „Trybunę” mam, najprawdopodobniej, ja, he, he, he...

Dziadek Jacek: Że on niby faktycznie na te Czechosłowację idzie? Przecież nawet jej już nie ma, tej Czechosłowacji, więc nie może tam dojść. Teraz są Czechosło i Wacja; się porobiło...

Grzegorz: [Śmiejąc się] No co ojciec, no co ojciec myśli? Że on z Warszawy do Pragi? Na piechotę? Na nogach? He, he, on idzie, on idzie na Pragę, ale tę w Warszawie, nie nad Wełtawą. Wybija parę okien w sklepach, da komuś w mordę, napluje w twarz, krzyknie „Niech żyje Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego” i potem spokojnie, zadowolony, prawda, wraca do domu.

Dziadek Jacek: Tak jest, dobrze robi, porządek musi być! Jak to w wojsku! O, i Marylka chyba wróciła.

Maryla: I to kawałek czasu temu, najprawdopodobniej.

Grzegorz: Gdzie byłaś, Marylu?

Maryla: W sklepie.

Grzegorz: Co kupiłaś?

Maryla: Okazja była. Na pączki nie nakleili jeszcze kodów kreskowych, więc nie pipczały przy bramkach.

Grzegorz: Okazja czyni klienta, kochanie. Daj te pączki, nie jadłem już od trzech dni!

Dziadek Jacek: A ja od czterech!

Maryla:
Nikt ojca się nie pytał o zdanie! Masz, Grzegorzu.

Grzegorz, jedząc pączka nad gazetą: Marylu, Marylu, zobacz, co ten pączek zrobił z moją „Trybuną”!

Maryla: Nadzienie wykapało?

Dziadek Jacek: Mi dajcie! Mi dajcie wylizać! Nadzienie z pączka zlizywane z gazety, palce lizać!

Grzegorz: No, rzecz właśnie w tym, że nic nie nakapało, chociaż ścisnąłem tego pączka tak, że, w zasadzie, wszystko powinno mu wyjść przez tę dziurkę robioną przez cukiernika...

Dziadek Jacek: Pokaż mi tę dziurkę! Ja, jako były...

Grzegorz:
Ojciec się zamknie!

Dziadek Jacek: Nie to nie, przyjdzie koza do woza...

Grzegorz: Tu... tu... tu nie ma żadnej dziurki! Ty idiotko, kretynko, ty... Marylu, ukradłaś pączki bez nadzienia!

Maryla: No nie chciałam! Za to przynajmniej nic nie nakapało ci na twoją gazetę. Usuwanie nadzienia z pączków ze stron gazet jest, prawdopodobnie, dosyć trudne i skomplikowane.

Grzegorz: No tak, przepraszam cię, kochanie.

Dziadek Jacek, zawstydzonym, sciszonym głosem: Tak, kochanie, przepraszam.

Maryla: A ojciec za co mnie znowu przeprasza?

Dziadek Jacek: Wolisz nie wiedzieć.

Grzegorz: Ja ojcu wierzę, lepiej nie wiedzieć, kochanie. Raczej poczytajmy, co też się ostatnio działo na świecie... No... Ojciec tak zmiął tę gazetę w tej swojej lewej nogawce, że nie mogę znaleźć pierwszej strony...

Dziadek Jacek: Bo widzisz, Grzegorzu, pierwszą stronę trzymam akurat... No...

Grzegorz: Papa, papo, w końcu mówi, gdzie papa ma tę gazetę?

Dziadek Jacek: Rze... rze... rzekłbym, że na wysokości majtek...

Grzegorz: Co też ojcu strzeliło do tego łba! Odda dziadek ją natychmiast!

Dziadek Jacek, oddając: No... Kiedyś „Trybuna” wszystko powiększała... Więc pomyślałem sobie, że sprawdzę, czy to tak jeszcze...

Maryla: Fu! Jak ojcu nie wstyd, najprawdopodobniej!

Grzegorz: [Rozwijając pierwszą stronę „Trybuny”] O, cholera.

Maryla: Co się stało, Grzesiu?

Grzegorz: Tutaj napisali, na tej pierwszej stronie, że to ostatnie wydanie „Trybuny” i więcej jej drukować nie będą!

Dziadek Jacek: Ciekawe, ale nieinteresujące...

Grzegorz: Ojciec sobie jajc nie robi! Co ja będę teraz czytać?!

Dziadek Jacek: Zawsze masz tę swoją kwartalną prenumeratę pisma „Poznaj Mazura”, którą wygrałeś na dorocznym zjeździe emerytowanych klozetowych...

Grzegorz: W sumie, to ojciec ma rację... Ale i tak szkoda mi mojej „Trybuny”. Tyle lat razem, nierozłącznie tak jakoś...

Dziadek Jacek: A czy mówiłem wam, że pracowałem kiedyś w „Trybunie”?

Maryla: Jak pamiętam, to ojciec nigdy się tym nie pochwalił, a opowiadał o sobie ojciec przecież niemal wszystko, zwykle bez ładu, składu i jakiegokolwiek sensu.

Dziadek Jacek:
He, he, bardzo śmieszne! Ale śmieszne! Ho, ho! Milczeć, smarkacze, teraz ja mówię! Otóż, jak wiecie, „Trybuna” nazywała się dawniej „Trybuną Ludu”, ale jeszcze wcześniej nazywała się zupełnie inaczej.

Grzegorz:
Jak, ojcze?

Dziadek Jacek: Oczywiździe, „Oczywizdoźć”.

Maryla: To tak samo, jak ta gazeta, którą drukowaliśmy dla tego ojca stowarzyszenia!

Dziadek Jacek:
Tak, Marylku, zgadza się. Redakcja pierwszej „Oczywizdoźci” z 1949 roku, która stała się później „Trybuną Ludu”, i tej należącej do Stowarzyszenia „Psie Pole”, to ci sami ludzie. Przy użyciu piór i maszyn drukarskich laliśmy po mordach sanacyjnych pachołków i pachołków tychże pachołków; tak, właśnie tak...

Grzegorz: To znaczy? Ojciec się wyraża jaśniej!

Dziadek Jacek: To posłuchajcie. Jest pamiętny rok 1949 i towarzysz Sobala, tak się nazywał ten pierwszy redaktor „Oczywizdoźci”, mówi do mnie „No, Poszepszyński, napiszcie coś na te całe przedwojenne władze, dacie radę". W każdym bądź razie prikaz był prikaz i musiałem coś skrobnąć. Wtedy przypomniała mi się sytuacja z pamiętnego roku 1904...

Grzegorz: Ojciec popada w jeszcze skrajniejsze niż zwykle skretynienie. Opowiadając jedną anegdotę przechodzi ojciec do następnej, a potem pewnie dojdzie do kolejnej i tak dalej.

Maryla:
Najprawdopodobniej, ojcze, ojciec durnieje.

Dziadek Jacek: Wymyślili! Durnieję! Zamknąć się i słuchać! Tak więc... tego... na czym to ja skończyłem, kochani?

Grzegorz: Na pamiętnym roku 1904, papo.

Dziadek Jacek: No tak. Więc w pamiętnym roku 1904 w czasie oblężenia Port-Artura zarówno nam, jak i armii nieprzyjaciela skończyły się zapasy sake, co znacząco odbiło się na morale armii obu stron. Dowódcy armii japońskiej i nieprzyjacielskiej zdecydowali się na tygodniowe zawieszenie broni i wysłanie grupy złożonej z żołnierzy armii naszej i, prawda, japońskiej do stolicy Japonii po tuzin tuzinów tuzinów baryłek 60% sake. Z naszej strony kapral Jedziniak wydelegował oczywiście mnie i mojego najlepszego przyjaciela, Sebka Sewastopolskiego. Do Tokio pojechało też z nami dwóch Japończyków, którzy mieli pośredniczyć przy zakupie alkoholu, bo my w końcu wtedy po japońsku znaliśmy tylko „Hamleta”, którego wystawialiśmy dla naszych zaprzysięgłych wrogów w pierwszy wtorek każdego miesiąca... Tak... Więc oni poszli na zakupy, a my w tym czasie skoczyliśmy, heee, do domu publicznego...

Maryla:
Matko! Jak ojcu nie wstyd opowiadać o takich rzeczach! Tego jeszcze brakowało, żeby ojciec zaczął sobie przypominać swoje odwiedziny w japońskich burdelach, najprawdopodobniej!

Dziadek Jacek: Ale tu nastąpiło nieporozumienie, bo my nie przyszliśmy tam na zwiedzanie, tylko, no... tego... by sobie dorobić...

Maryla: Zaraz zemdleję...

Dziadek Jacek: Zaraz tam, zemdlejesz... Płaca niezła, i to w jenach, a formalności tyle co nic. Za to teraz, gdybym poleciał do Japonii, to za moją nieodbieraną tam emeryturę wybudowałbym sobie plantację dżemu truskawkowego pod Kaliszem i zacząłbym wreszcie żyć jak człowiek!

Grzegorz: Może niech ojciec przestanie ciągle schodzić z tematu i dokończy to, co zaczął.

Dziadek Jacek: Słusznie, Grzegorzu, słusznie. Tak więc znaleźliśmy zatrudnienie w tokijskiej agencji towarzyskiej, którą to, musicie wiedzieć, często odwiedzali cudzoziemcy. My akurat na takich trafiliśmy. Jeden z nich,  to był taki, no... austriacki wojskowy, a drugi znowu to był jakiś rosyjski polityk. Obaj wąsaci, a później okazało się, że do tego Polacy, którzy po Pierwszej Wojnie byli nawet ponoć blisko rządu!

Grzegorz: Coś takiego!

Dziadek Jacek: Niczego sobie chłopy były, toteż nasz szef, pan Omamoto, rozkazał nam, byśmy przebrali się za japońskie gejsze i im, nieprawdaż, usłużyli. Austriacki wojskowy wybrał Sebka, a ja przypadłem temu rosyjskiemu politykowi, w końcu lepiej trafić na swego, nie? A żebyście wiedzieli, co ten świntuch wyrabiał! Na mój brzuch wylewał litry sake, którą prosto z mojej skóry wychleptywał jak spragniony wody mandżurski wielbłąd, a później znowu zaczął... Co się tak patrzysz, Marylko? Czasy były ciężkie i niepewne, trzeba się było łapać każdej okazji! A napiwki z Sebkiem mieliśmy takie, że później wykupiliśmy tę agencję od pana Omamato i założyliśmy tam kiosk „Ruchu”. Niestety, splajtował on po roku z bliżej nieznanych nam powodów.

Grzegorz: Słów mi brakuje na opisanie stanu skretynienia papy.

Dziadek Jacek: Udam, że tego nie słyszałem, Grzesiu. W każdym bądź razie całą sytuację opisałem, i to z najpikantniejszymi szczegółami, w artykule zatytułowanym „Wąsaty burdel”. Poprosiliśmy więc grafika o zdjęcie jakichkolwiek dwóch wąsatych mężczyzn, a jako, że jedyne jakie miał, to było to Bieruta za Stalinem, to takie poszło do druku. Cały tekst został więc oczywiście uznany za reakcyjny i podstępny atak na ustrój i samego Stalina. W ten sposób, rzecz jasna, ponownie zostałem skazany na karę śmierci, a wyrok niezwłocznie wykonano.

Maurycy, wchodząc: O, widzę, że dziadek znowu opowiada te brednie!

Dziadek Jacek: Brednie, ty, ty, ty... A co tam trzymasz pod pachą, ty... Maurycy?

Maurycy: Gazetę.

Grzegorz, z zainteresowaniem: A jaką, synu?

Maurycy:
Ciężko powiedzieć, jakiś starszy człowiek w mundurze zostawił ją na ławce i gdzieś odbiegł wsadzając jej pierwszą stronę w lewą nogawkę spodni, a ostatnią do gaci. W każdym bądź razie myślę, że ta gazeta jest bardzo interesująca.

Grzegorz:
O czym na ten przykład jest ten żurnal, Maurycy?

Maurycy:
Hm... Jest nieźle. O, na stronie trzeciej opisana jest historia posła, który w trakcie wakacji w Egipcie został omyłkowo zgwałcony przez wieloryba.

Grzegorz: Którego posła? Jest jakieś zdjęcie?

Maurycy, pokazując: O, tu. Tego.

Grzegorz: No, tak patrząc na niego myślę, że o taką pomyłkę nietrudno.

Maurycy: I wyobraźcie sobie, że to stało się 14 kilometrów od najbliższej plaży! Prawie na pustyni!

Grzegorz: Tak to właśnie jest! Polskie dzieci nie mają co jeść, a posłowie, jak jakieś paniska wożą się po świecie i dają się gwałcić tym... no... wielorybom! Za nasze pieniądze! Gdybym swego czasu doszedł do władzy, to żaden polski polityk nie byłby gwałcony na obczyźnie przez wieloryby, bizony ani nawet bobry! Przynajmniej nie z pieniędzy podatników! Dopilnowałbym tego osobiście!

Maurycy: Piszą tu jeszcze o tym, że krowy z Grudziądza w miesiące zaczynające się na "rrrr" dają skisłe mleko, radny z Torunia poszedł na sanki z dziećmi, które okazały być się członkami gangu przemytników przepiórczych jaj, a niemieckie konie nic nie wiedzą na temat roli ich przodków w ataku na Polskę w 1939 roku.  

Grzegorz: O, to bardzo ciekawa gazeta, synu. Jeżeli pan Gnój będzie teraz zostawiać codziennie tę gazetę na ławce przed naszym blokiem, to nawet na chwilę nie zatęsknię już za „Trybuną”.

Dziadek Jacek: Z całą pewnością, Grzegorzu! Trzask, prask i po wszystkim!

KONIEC
« Ostatnia zmiana: 08 Lutego 2010, 21:07:19 wysłana przez szczutek »
Węgiel to antracyt. Antracyt to ty. Skriabin zjadł karabin, a ciotka ma wszy.

Online Bruxa

  • ^,..,^
  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 38332
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-65535
  • ja tu tylko sprzątam...
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #1 dnia: 13 Stycznia 2010, 17:16:30 »
To ja poproszę o dokładkę tej twojej grafomanii.   ;)
Rude and not ginger

Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until you hear them speak.


Offline szczutek

  • Kompanijny kolaborant bez klasy; As szkodnictwa
  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 2281
  • słoiki dżemu truskawkowego +140/-459
  • Nie zrozumiałem pytania
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #2 dnia: 13 Stycznia 2010, 18:23:10 »
Poprawiłem jeszcze tylko parę błędów rzutujących na zrozumienie tekstu. A o napisanie czegoś nowego
ciężko, oj, ciężko będzie - pomysły na ten odcinek zbierałem przez ostatnie pół roku! Trzeba być duetem Zembary-Janczarski (lub też Janczarski-Zembaty), żeby produkować seryjnie trzymające w miarę równy poziom teksty. A to się nie wróci! :(
Węgiel to antracyt. Antracyt to ty. Skriabin zjadł karabin, a ciotka ma wszy.

Stefan

  • Gość
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #3 dnia: 13 Stycznia 2010, 19:51:42 »
. A to się nie wróci! :(
???
Czy ja o czymś nie wiem?

Offline szczutek

  • Kompanijny kolaborant bez klasy; As szkodnictwa
  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 2281
  • słoiki dżemu truskawkowego +140/-459
  • Nie zrozumiałem pytania
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #4 dnia: 13 Stycznia 2010, 20:24:56 »
. A to się nie wróci! :(
???
Czy ja o czymś nie wiem?
O niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J mi się rozchodzi, nic więcej.
Węgiel to antracyt. Antracyt to ty. Skriabin zjadł karabin, a ciotka ma wszy.

Stefan

  • Gość
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #5 dnia: 13 Stycznia 2010, 20:38:50 »
. A to się nie wróci! :(
???
Czy ja o czymś nie wiem?
O niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J mi się rozchodzi, nic więcej.
no i?

Offline szczutek

  • Kompanijny kolaborant bez klasy; As szkodnictwa
  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 2281
  • słoiki dżemu truskawkowego +140/-459
  • Nie zrozumiałem pytania
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #6 dnia: 13 Stycznia 2010, 20:40:25 »
. A to się nie wróci! :(
???
Czy ja o czymś nie wiem?
O niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J mi się rozchodzi, nic więcej.
no i?
Nie zrozumiałem pytania  S:)
Węgiel to antracyt. Antracyt to ty. Skriabin zjadł karabin, a ciotka ma wszy.

Stefan

  • Gość
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #7 dnia: 13 Stycznia 2010, 20:42:33 »
. A to się nie wróci! :(
???
Czy ja o czymś nie wiem?
O niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J mi się rozchodzi, nic więcej.
no i?
Nie zrozumiałem pytania  S:)
no wlaśnie?
czemu widzisz "niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J"?

Offline szczutek

  • Kompanijny kolaborant bez klasy; As szkodnictwa
  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 2281
  • słoiki dżemu truskawkowego +140/-459
  • Nie zrozumiałem pytania
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #8 dnia: 13 Stycznia 2010, 20:44:16 »
. A to się nie wróci! :(
???
Czy ja o czymś nie wiem?
O niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J mi się rozchodzi, nic więcej.
no i?
Nie zrozumiałem pytania  S:)
no wlaśnie?
czemu widzisz "niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J"?
Już chyba tylko na cmentarzu.
Węgiel to antracyt. Antracyt to ty. Skriabin zjadł karabin, a ciotka ma wszy.

Stefan

  • Gość
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #9 dnia: 13 Stycznia 2010, 20:47:01 »
. A to się nie wróci! :(
???
Czy ja o czymś nie wiem?
O niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J mi się rozchodzi, nic więcej.
no i?
Nie zrozumiałem pytania  S:)
no wlaśnie?
czemu widzisz "niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J"?
Już chyba tylko na cmentarzu.
o czymś ja nie wiem?

Offline szczutek

  • Kompanijny kolaborant bez klasy; As szkodnictwa
  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 2281
  • słoiki dżemu truskawkowego +140/-459
  • Nie zrozumiałem pytania
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #10 dnia: 13 Stycznia 2010, 20:50:03 »
. A to się nie wróci! :(
???
Czy ja o czymś nie wiem?
O niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J mi się rozchodzi, nic więcej.
no i?
Nie zrozumiałem pytania  S:)
no wlaśnie?
czemu widzisz "niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J"?
Już chyba tylko na cmentarzu.
o czymś ja nie wiem?
?
Węgiel to antracyt. Antracyt to ty. Skriabin zjadł karabin, a ciotka ma wszy.

Stefan

  • Gość
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #11 dnia: 13 Stycznia 2010, 20:53:49 »
. A to się nie wróci! :(
???
Czy ja o czymś nie wiem?
O niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J mi się rozchodzi, nic więcej.
no i?
Nie zrozumiałem pytania  S:)
no wlaśnie?
czemu widzisz "niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J"?
Już chyba tylko na cmentarzu.
o czymś ja nie wiem?
?
no co, ladna ziemniaka...
to co, to pod ziemią już nie można pisać?

Offline szczutek

  • Kompanijny kolaborant bez klasy; As szkodnictwa
  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 2281
  • słoiki dżemu truskawkowego +140/-459
  • Nie zrozumiałem pytania
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #12 dnia: 13 Stycznia 2010, 20:57:47 »
to co, to pod ziemią już nie można pisać?
Odpowiem, jak rasowy archeolog (hłe-hłe) - nie mamy wystarczającej ilości danych na potwierdzenie tej tezy.
Węgiel to antracyt. Antracyt to ty. Skriabin zjadł karabin, a ciotka ma wszy.

Offline Cezarian

  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 51641
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-32
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ja tu tylko bałaganię...
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #13 dnia: 13 Stycznia 2010, 21:02:43 »
. A to się nie wróci! :(
???
Czy ja o czymś nie wiem?
O niemożliwość odnowienia duetu J-Z/Z-J mi się rozchodzi, nic więcej.
To prawda, już i nie te muzy, co wówczas...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

Offline szczutek

  • Kompanijny kolaborant bez klasy; As szkodnictwa
  • Hydraulik
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 2281
  • słoiki dżemu truskawkowego +140/-459
  • Nie zrozumiałem pytania
Odp: Odcinek 1 - "Trybuna"
« Odpowiedź #14 dnia: 24 Lutego 2010, 14:44:26 »
Z ciekawości zapytam. Czy Zembaty kiedyś wspominał, ile czasu zajmowału mu/Janczarskiemu napisanie jednego odcinka? Ja, z moim drugim, zatytułowanym "Agata", szarpię się od trzech tygodni i nawet drugiej strony nie skończyłem  :'(
Węgiel to antracyt. Antracyt to ty. Skriabin zjadł karabin, a ciotka ma wszy.