Przerażająca Tfurczość Własna > Rodzina Rodzinie, czyli nasze własne odcinki
(nie)Odcinek podziadowy specjalny: CyberDziadek 2150
(1/1)
Urzędnik:
Wpis pokładowy stacji Salut X numer 32 - nieznany dzień grudnia 2150 roku
Nie znam dokładnej daty - niedożywienie, powolne zamieranie systemów bazy orbitalnej oraz chaotyczne ruchy Ziemi i Księżyca związane z wiadomym kataklizmem rozregulowały mój zegar biologiczny do tego stopnia, że nie jestem w stanie ocenić upływu dni od czasu mojego utknięcia na umierającej jednostce krążącej wokół ginącej planety. Zegarka żadnego nie mam.
Nie wiem, komu, dla kogo i po co pisze te słowa. Raczej już jedynie z naukowego przyzwyczajenia dokonuję obserwacji. A więc: oceny geofizyków co do procesu rozpadu skorupy Ziemi były nadmiernie optymistyczne - rozpad następuje szybciej, niż przewidywano. Rozpadające się dno morskie wchłonęło już znaczną, niemożliwą do oszacowania ewaporację wody w wyniku jej nagłego zetknięcia się z rozgrzanymi masami magmy. Szerokie masy lądu także uległy zniszczeniu, grzebiąc pod przesuniętymi masami ziemi i skał resztki cywilizacji oraz niedobitki życia biologicznego. Właściwie całość nadal żyjącej biosfery to wyłącznie okazy zachowane albo w szczelnych kompleksach, albo w pojazdach kosmicznych.
Socjologowie sporządzający analizy niejawne zaś nie mylili się. Intryga zawiązana przez zarząd Lunar Corporation, rząd Cywilizowanych Stanów Zjednoczonych oraz monarchę Dynastii Eurazjatyckiej zadziałała wręcz wyśmienicie. Zajęci walką, najpierw z wrogiem zewnętrznym, potem wewnętrznym, a następnie z pozornie zbuntowanymi skomputeryzowanymi siłami zbrojnymi GOLAN-u Zagubieni nie zdołali ani zorientować się w swojej pozycji skazanych na zagładę, ani - gdy już się zorientowali, że nie ma i nigdy nie miało być dla nich miejsc w żadnej z flot ewakuacyjnych - zapobiec ucieczce swoich wielmożów.
Właściwie, to jedyne czego nie przewidziano w analizach niejawnych to faktu, że na sam koniec, na kilka ledwie tygodni przed ostateczną zagładą Zagubieni - poetycko zwani "Straconymi Duszami" - połączą swoje siły w walce z dowodzonymi przez komputer bojowy GOLAN. Niezwykłym było ujrzeć - póki działały, rzecz jasna, czujniki - jak zbudowane przez Lunar Corporation Meteory i Thunderbirdy osłaniają natarcie eurazjatyckich Kaukazów i Pamirów.
Z dumą zaś warto podkreślić, że analitycy militarni UCS-u nie zdołali przewidzieć, że Zagubieni koniec końców dadzą radę zniszczyć GOLAN-a. Cóż, zawsze uważałem tych gnuśnych kretynów za kretynów
Tannenberg spojrzał na sporządzony wpis. Potem spojrzał na zwłoki dziwnego stworzenia. Stworzenie to, niewątpliwie martwe od dekad wciąż zgnić nie chciało. Miało toto róg na czole, ogona nie miało, za to dwie pary błoniastych skrzydeł było równo złożonych wzdłuż walcowatego, acz cieniutkiego tułowia.
Tannenberg zamyślił się. Badał ten niezwykły, znalezionych w ruinach dawnego miasta Warszawy eksponat od prawie dekady... tak, to był dokładnie rok 2140. Sam początek wojny między Dynastią a Stanami, gdy niewiele sugerowało że ostateczna zagłada będzie tak widowiskowa. Specyficznego truchełko znaleziono zakonserwowane pod dnem przepływającej przez ruiny rzeki, kiedy to kopano tunele łączące obie strony...
Cóż. Obawiał się, że przepowiednia ten wrednej łysej mendy z Katedry Neocybergologii Li Zendonga się sprawdzi i trafi do grobu nim rozwikła tajemnicę przedziwnego, niegnijącego stwora. A jednak nie - tajemnicy co prawda nie rozwikłał, ale grobu jako takiego też mieć nie będzie.
Rozważał jeszcze chwilę nadzwyczajne znaczenie eksponatu w swoim życiu. Tak nadzwyczajne, że gdy dokonywał pięć dni temu ewakuacji z promu ewakuacyjnego (głupota - skoro i tak mieli go zabić za zdradę, to już mógł dać się zabić zamiast wiać kapsuła ucieczkową na zdychający kawał złomu. A jak już wiał - mógł wziąć wałówkę. Śmierć nadal byłaby nieuchronna, ale o ileż przyjemniejsza z napchanym bebechem!
Tannenberg westchnął. Zrezygnowanym ruchem podleciał do panelu kontrolnego. Uznał, że skoro nie ma już na co czekać, to czas zakończyć ten teatr. Powolnym, przemyślanym ruchem wyłączył produkcję tlenu w nadziei, że uśnie kiedy stężenie dwutlenku węgla odpowiednio wzrośnie...
Nagły ruch za plecami przerwał suicydalną procedurę. Tannenberg zaniepokojony obrócił się w kierunku tajemniczego zwierzątka niegnilnego.
Rozwinęło się jedno skrzydło. Ku przerażeniu skazanego na zgubę naukowca rozwinęło się też skrzydło trzecie, następnie ostatnie, a na koniec - drugie. Róg zawadiacko zapulsował. Oćka się roztworzyły, a następnie stworek zasyczał. Przerażony naukowiec rzucił się ku włazowi, otworzył go, a następnie właz wyrzygał w bezmiar kosmosu zarówno (już martwego) jedynego załoganta stacji jak i z nagła ożywione stworzenie.
Potworek bardzo szybko i o własnych siłach nabrał, w przeciwieństwie do zwłok naukowca i gratów, prędkości ucieczkowej i zwiał z orbity wokółziemskiej wprost w przestrzeń wokół słoneczną. Błyskawicznie, naginając prawa fizyki minął ariergardę, awangardę i w ogóle całość eurazjatyckiej floty ewakuacyjnej i ruszył w kierunku celu wszystkich flot ewakuacyjnych w roku 2150 - ku Marsowi.
W umyśle pędzącego przez bezmiar Murzyna świtała tylko jedna myśl - oni wrócili. Nie miał pojęcia jak - ale ONI wrócili.
=====
W serwerowni jednej z mniej istotnych i nieeksploatowanych od dekad kopalń należących formalnie do UCS znajdującej się na Io młody informatyk męczył się ze zmuszeniem teleekranu do odczytania nie do końca legalnej pornokostki. Legalnej, nielegalnej - jurny klepacz w klawiaturę nie rozważał tego zbyt głęboko, już choćby z tego powodu że władza UCS była czysto iluzoryczna. W wyniku kolejnych wojen poniechano lotów z Ziemi ku odległym posterunkom, załogi na Io nie były zmieniane od dekad a w efekcie nieuniknionych procesów demograficzno-biologicznych praktycznie cały nowy narybek był urodzony, wychowany i niewyrośnięty pod wątłym światłem lamp ioańskich podziemi.
Regularnie był nadawany dziennik z informacjami z Ziemi - regularnie, czyli między raz a pięć razy na miesiąc. Często niekompletny, a zawsze dobrze ocenzurowany. Niezgodność entuzjastycznej formy dziennika z nad wyraz tragicznymi informacjami zaprzątała głowę młodzieńca jeszcze mniej niż zagadnienia prawnokarne.
Manipulacje, jak na razie ograniczone do wklepywania komend w terminal tekstowy przerwał koszmarny pisk interkomu.
- Uwaga, uwaga, uwaga. Tu AI doradcze odpowiedzialne za ochronę placówki górniczej "President Hart". Uwaga, uwaga, uwaga. Tu AI doradcze odpowiedzialne za ochronę placówki górniczej "President Hart". Nadaję ważny komunikat bezpieczeństwa.
Informatyk nieomal natychmiastowo utracił zainteresowanie pornokostką. Boże w niebiesiech, czyżby ich zaatakowano? Kto? Przecież calutką Ziemię mieli wziąć na dniach diabli, a tak przynajmniej mówił ten niewydarzony fizyk z celki obok!
- Uwaga, uwaga, uwaga. Tu AI doradcze odpowiedzialne za ochronę placówki górniczej "President Hart". Uwaga, uwaga, uwaga. Tu AI doradcze odpowiedzialne za ochronę placówki górniczej "President Hart". Nadaję ważny komunikat bezpiecz-cz-cz-cz... - interkom pierw zaczkał, następnie bezgłośnie beknął, a na koniec zamilkł. Po końcu zaś rozbrzmiał na nowo, innym głosem:
- W NIEZAPOMNIANYM ROKU TYSIĄC DZIEWIĘĆSET PIĄTYM...
Młodzieniec padł nieprzytomny, zdzielony w łeb wiedzą historyczną, to jest jej brakiem.
=====
od autora: do regularnych "odcinków" wrócimy niebawem. Tototo powyżej jest oparte dosyć luźno o set-up, postacie, frakcje i fabułę serii gier RTS z okolic roku 2000, zwana Earth 21xx. Wedle tej fabuły w XXI wieku świat rozpiprzył się w diabły w wyniku wojny atomowej. Dalej, w końcówce XXI wieku i pierwszej połowie XXII wieku wykształcił się nowy ład - w miejsce USA weszło UCS (Cywilizowane Stany Zjednoczone), w miejsce Rosji, Chin i paru innych zaś ED (Dynastia Eurazjatycka). Wedle fabuły pierwszej z gier tej serii (Earth 2140) oba mocarstwa rzuciły się sobie do gardeł w okolicy roku 2140, następnie odwaliły tak grubą wymianę nuklearną w okolicy biegunów że Ziemia wypadła z orbity i zaczęła schodzić na niższa, co musiało poskutkować zagładą Ziemi, Księżyca i przyległości. Zachęcone tym sukcesem (gra Earth 2150 oraz dodatki do niej) mocarstwa dalej kontynuowały wojnę, do której włączały się kolejne państwa (Indie), korporacje (Lunar Corporation - prywatna firemka co miała bazę operacyjną na Księżycu) oraz grupy fanatyków (grając jako ED mieliśmy w pewnym momencie misje zlecane przez jakiego oszalałego fanatyka cholera-wie-jakiej religii z Australii). Celem tej ostatniej wojny było zebranie surowców potrzebnych do ogrzania jajeczek... tfu! do zbudowania floty ewakuacyjnej i zwianie ku Marsowi. Co też się udało, co prawda po drodze komputery i droidy wymordowały co tam pozostało z UCS, ale zachęcone sukcesem ED i LC po wylądowaniu na Marsie niezwłocznie zaczęły się nawzajem zabijać (ostatnia gra z serii - Earth 2160). Do zabawy na koniec włączyli się robaczkowaci kosmici.
Set-up serii był - jak to na Polskę przełomu wieków, gdyż gra była polskiej produkcji, ojczystej, wręcz krakowskiej - raczej ciężki. Jak się pojawiał sojusznik - niechybnie albo on nas, albo my go zdradzaliśmy. Jeżeli trafiła się misja typu S&R - S dawało rezultat że &R nie ma sensu gdyż nasi dawno wybici, więc my mamy wybić wroga. Jeżeli misja polegała na szturmowaniu Rio de Janeiro - mogliśmy być pewni że to były opuszczone od dekad ruiny do zajęcia.
Cezarian:
Wnioskuję, że katastrofę rozpoczął Dziadek Jacek. W końcu był przygotowany na wszelkie ewentualności posiadając własny statek kosmiczny?
A ten Tannenberg nie miał na drugie Grunwald?
Urzędnik:
Tannenberg jakoś na imię miał, aż tak dobrze Eartha 2150 nie pamiętam - może Grunwald, może Jeżyce. Kataklizm z Eartha 2150 był, co prawda, pochodzenia odludzkiego, ale to wedle fabuły bomby nuklearne byli.
W odcinkach specjalnych/nieodcinkach okazjonalnych mieliśmy już troje bohaterów omówionych w co dalszej przyszłości - trza pomyśleć co do świątecznego wrzucić.
Nawigacja
Idź do wersji pełnej