Dzisiaj śmigając po Warszawie rowerem, widziałem niespotykanej długości sznury autokarów z tablicami "TURYSTYCZNY". Telewizja uprzedzała, że będzie ich ponad pięćset i przyjadą z rozmaitych zakątków Polski, uruchomione przez Jarosława Kaczyńskiego i Związek Zawodowy Solidarność.
Podobałoby mi się, że związek zawodowy pożytkuje społeczne pieniądze na organizowanie zwiedzania stolicy dla zainteresowanych nią,
I tu pierwszy błąd u kolegi - 99.9% nie było zainteresowanych zwiedzaniem stolycy, no bo większość starszych bloków ma u siebie.
Dlaczego zwieziono wszystkich naraz?
Toż od razu widać było, jak w tym natłoku sobie wzajem przeszkadzają.
Widziałem pełne autobusy osób, które są już na miejscu, ale czemuś z nich nie wychodzą.
Ze stojących pojazdów zwiedzali przez szyby nas - mieszkańców, poruszających się swoimi zwykłymi ścieżkami.
Wyrazy twarzy mieli dalekie od radości i zadowolenia z wycieczki.
Koledze się wydaje, ze wyjazd do stolycy jet jak wyjazd do raju. A nic właśnie. Taki wyjazd to kara, a więc i cieszyć się nie ma z czego.
Nie może to dziwić - cóż w nas jest nadzwyczajnego?
Należało ich dowieźć między zabytki, muzea, instytucje kultury, słowem - rzeczy naprawdę warte zwiedzania.
No ale tam musiało już być przepełnienie.
Tak to już jest, że przy fałszywym założeniu, nie może być prawidłowych wniosków. To podstawowe prawa logiki.
Kolega jedna (jak mniemam w dobrej wierze) kontynuuje proces wnioskotwórczy, który nijak ma się do prawdy.
Znaczy prawda widziana okiem twz. warszawiaka nijak się ma do obiektywnej, czy nawet dialektycznej.
Ludzie przyjechali właśnie obserwować mieszkańców (choćby i chwilowych) stolicy naszego kraju, by się od nich uczyć, chłonąć wiedzę
(nawet poprzez dyfuzję drobnocząsteczkową). A więc śluzowanie przybyłych służy obopólnemu dobru.
Dlaczego bezmyślna i marnotrawcza organizacja wyrzuca w błoto pieniądze tych zapracowanych ludzi?
Stek inwektyw rodem z wystąpień posła SN (nie poparta żadnym dowodami) ma wzmocnić (u niewyrobionego czytelnika) poczucie słusznej racji i trafienia w sedno tarczy.
Prawda jest jednak banalna. Kolega j ma zapewne udziały w muzeach i innych tzw. placówkach kulturalnych, które niczemu nie służą, jak tylko właśnie wyłudzaniu pieniędzy od ludu.
Pracującego i nie. Dlatego też pod płaszczykiem troski o kulturę, stara się wypromować wątpliwej wartości atrakcję.
I zapewne żal mu w duszy łka, że te pieniądze nie idą do niego, sługusa reżymu w oparach narkotyków i homo ekscesów/* tylko na zbożne cele.
W Śródmieściu rzucił mi się w oczy niemały transparent głoszący:
OJCIEC dr. TADEUSZ RYDZYK JEST SYNEM DZIEWICY MARYI
W zaowalowany sposób autor chce dać do zrozumienia, że został pobity, że ktoś go napadł i okaleczył. Jest to oczywista nieprawda, nie pierwsza i nie ostatnia.
i inny:
W OBRONIE CIEMIĘŻONYCH WOLNYCH MEDIÓW
Tego drugiego nie rozumiem. Mediów mamy nadmiar - nie sposób ogarnąć całej informacyjnej oferty - zresztą nie widać takiej potrzeby.
A wszystkie przechwalają się swoimi sukcesami i przewagami nad konkurencją. Czy był to może głos z sąsiedniej Białorusi?
Cóż innego można spodziewać się po dziennikarzu, chodzącemu na pasku reżymowych mediów, który merda ogonkiem i wyżera resztki ze stołu możnych tego świata.
Ale skończy się wasze panowanie, proszę pana!
Lud się wzburzy i zmiecie tę sodomę z kawałkiem gomory!
A wtedy naprawdę braknie drzew. I będzie już za późno.
Nie biorę odpowiedzialności za to, co zostało tu napisane. Opętał mnie szatan i to on naciskał na klawisze.A kto to czytał, to frajer jest.