Autor Wątek: Jan Kobuszewski żyje  (Przeczytany 10017 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Stefan

  • Gość
Jan Kobuszewski żyje
« dnia: 05 Grudnia 2011, 13:50:47 »
I gada
Jan Kobuszewski o 55 leciu pracy artystycznej - “Nie mam sukcesów”
rozmawiała Amelia Panuszko 2 grudnia 2011 r.

Kiedyś dwuznaczność była pretekstem do świetnej zabawy. Dziś zdarzają się kabarety, które jedynie obrażają – mówi obchodzący właśnie 55-lecie pracy aktorskiej Jan Kobuszewski.

 Powiedział pan kiedyś, że Polacy to naród skażony pesymizmem. Trudno jest nas bawić?
Jan Kobuszewski: Polacy na wszystko narzekają, nic im się nie podoba. Nie dostrzegają wokół siebie dobrego. Ale ja jestem aktorem komediowym od ponad 40 lat – wcześniej byłem może nie tyle tragiczny, ile dramatyczny. I jakoś sobie radzę: od tych 40 lat mam widownię spragnioną radości.

 Z czego najczęściej Polacy się śmieją, raczej nie z siebie samych?
Jan Kobuszewski: Nie. Rzeczywiście wolą się pośmiać z kogoś innego, obcego. Miałem przez całe życie zawodowe zaledwie kilku kolegów aktorów, którzy cieszyli się, gdy inni się z nich śmiali. Tadzio Fijewski, Henio Bąk, Wiesio Michnikowski… Oni potrafili się śmiać z samych siebie.

 Miał pan poczucie, że przez 55 lat pracy artystycznej zmieniał pan bieg historii? Choćby rolą w słynnych „Dziadach” Kazimierza Dejmka, których zdjęcie przez władzę z afisza było katalizatorem studenckiego buntu 1968 roku?
Jan Kobuszewski: Grałem tam doktora Bécu. Twierdzę, że Dejmka wtedy podpuszczono na wyreżyserowanie „Dziadów”. Mało kto pamięta, że wystawiono je na 50-lecie rewolucji październikowej. Jednak Dejmek zrobił to rewelacyjnie. Za dekorację odpowiadał Andrzej Stopka, jeden z największych naszych scenografów. Ale przede wszystkim świetna była gra aktorska Gucia Holoubka jako Gustawa-Konrada. Graliśmy te „Dziady” przez jakiś czas bez wielkiego zainteresowania. Aż poszła plotka, że spektakl jest antypaństwowy. A jak poszła plotka, to zaczęła walić publiczność. Władza, zaniepokojona jej reakcjami, nakazała zdjęcie spektaklu. No i w taki sposób z Dejmkiem upadł Teatr Narodowy. Ale to smutne wspomnienia.

 To przejdźmy do wesołych. Na Nowy Świat,do Kabaretu Dudek.
Jan Kobuszewski: oczywiście. Uważałem, że się na tym nie znam, estrada to była dla mnie terra incognita. Dudek nie odpuszczał, dowiedziała się o tym moja żona, Hania Zembrzuska, i namówiła mnie, żebym spróbował. To spróbowałem.

 Jaki był ten pierwszy występ?
Jan Kobuszewski: Połowa lat 60., scena w kawiarni Nowy Świat. Straszliwa trema, wprost paraliżująca. Śpiewałem jakąś piosenkę i wyobrażałem sobie, że wpatrzona we mnie publiczność pyta: po cholerę on się tu znalazł? Za drugim, trzecim wyjściem było już zdecydowanie lepiej. W Dudku grałem ze wspaniałymi ludźmi. Basia Rylska, Irka Kwiatkowska, Magda Zawadzka, Wiesiek Michnikowski, Dudek Dziewoński, Wiesio Gołas i moja skromna osoba – byliśmy trzonem… Ale kto tam nie grał? I Wojtek Pokora, Boguś Kobiela, wielu, wielu innych wspaniałych aktorów.

Takie towarzystwo dodawało skrzydeł?
Jan Kobuszewski: Dudek to była też niesamowita orka. W tym czasie zarobki aktorskie były bardzo niskie i żeby utrzymać rodzinę, trzeba było pójść na próbę w teatrze, potem była próba w telewizji, wieczorem spektakl w teatrze, a na końcu właśnie Kabaret Dudek. Kiedyś z Wiesiem Gołasem obliczyliśmy, że w ciągu dnia przebieramy się co najmniej 20 razy!
Kabaret zaczynaliśmy o 22.15, po całym dniu pracy. Publiczność reagowała świetnie. Przemycaliśmy tam różne gagi wbrew cenzurze. Ludzie wtedy to podwójne denko natychmiast wyłapywali. Na Nowym Świecie mieścił się skrawek wolnej, inteligenckiej Polski. Te dwie już nocne godziny pracy w Kabarecie Dudek były darem od Pana Boga!

Władza na Kabaret Dudek patrzyła przez palce?
Jan Kobuszewski: Był trochę wentylem bezpieczeństwa. Wielkim fanem kabaretu był Józef Cyrankiewicz. Podobno bywał na każdej premierze. Wydaje mi się, że władza i cenzura doszły wtedy do wniosku, że taki mały wentylek z grupą dobrych aktorów i niedużą salą może zostać dopuszczony. Byle nie na hołubiony przez ekipę gierkowską Śląsk! Mogliśmy wyjechać do Gdańska, do Krakowa, nawet do Stanów Zjednoczonych i Australii, ale na Śląsk – nie. Jednak poza zakazanym obszarem graliśmy. Dziesięć programów, dla pełnej sali po sto, sto pięćdziesiąt razy każdy. A że graliśmy czasami nawet pięć razy w tygodniu, to widownia w ciągu roku robiła się jednak dość duża.

Teraz spotykamy się w teatrze Kwadrat. Tu miał pan mniej przyjemną przygodę z władzą ludową.
Jan Kobuszewski: Rzeczywiście, tu byłem trochę spiritus movens jedynego wygranego protestu aktorów. Dyrektorem Kwadratu był wtedy mój ukochany przyjaciel Edek Dudek Dziewoński. Po wprowadzeniu stanu wojennego postanowiłem – jak wielu innych aktorów – nie występować w telewizji. Problem polegał jednak na tym, że… byliśmy teatrem telewizyjnym. Przed którymś spektaklem przyszedł do nas Dudek Dziewoński, powiedział, że przyjeżdża ekipa telewizyjna i że będą nagrywali przedstawienie. Wtedy wstałem i powiedziałem, że nie gram. A ponieważ to była duża rola, zrobił się wielki szum. Potem opowiadał mi Dudek, że na zebraniu dyrektorów teatrów wicepremier Mieczysław Rakowski pieklił się, że ten Kobuszewski, który jest aktorem telewizyjnym, też strajkuje.

Władza postanowiła się odegrać?
Jan Kobuszewski: Tak, zamknęła teatr. Dudka Dziewońskiego zdjęto ze stanowiska dyrektora, zostaliśmy bez pracy. Na szczęście przypadkiem, u dentysty, spotkałem Edmunda Karwańskiego, dyrektora Teatru na Woli. Postanowiliśmy połączyć nasze zespoły i jakoś przetrwaliśmy.

A jak się panu pracowało z Olgą Lipińską?
Jan Kobuszewski: Świetny reżyser i świetna artystka. Robiłem z nią mnóstwo programów, głównie w telewizji. Chociaż grałem u niej również w spektaklach teatralno-telewizyjnych. Mnie się z nią współpraca układała znakomicie. Mamy ten sam sposób patrzenia na świat i ten sam sposób uprawiania komediowości.

Jak pan ocenia współczesne kabarety?
Jan Kobuszewski: To, co robiliśmy, było próbą pokonania progu, który stawiała nam cenzura. Nigdy nie mówiliśmy wprost, zawsze było to drugie denko. I publiczność to przyjmowała z radością. A dziś wali się otwartym tekstem: ten mi się nie podoba, z tego się szydzi. Po nazwisku nieomalże.

 Może dlatego, że dziś publiczność chce wszystko mieć podane wprost, przestała łapać podteksty?
Jan Kobuszewski: Nie, dziś jest wprost, bo wolno. Kiedyś dwuznaczność była pretekstem do świetnej zabawy, dziś, niestety, zdarzają się kabarety, które jedynie obrażają.

 Może nie miały na kim się uczyć. W teatrze polskim było mało komediopisarzy.
Jan Kobuszewski: Fakt, narodowych pisarzy komediowych można by zliczyć na palcach obu rąk. Zaczynając od Bogusławskiego, przez Aleksandra Fredrę, Józefa Blizińskiego, Michała Bałuckiego. W czasach międzywojennych było jeszcze gorzej – tworzyli tylko Bruno Winawer i Antoni Słonimski, a po wojnie Staszek Tym. W PRL prawie nic nie zostało napisane.

 To jak było z rolami komediowymi?
Jan Kobuszewski: Na szczęście była jeszcze literatura światowa: komedie angielskie, francuskie, amerykańskie. Niejaki William Szekspir umiał pisać komedie. Potrafił w dramacie i tragedii dać kilka komediowych epizodów. Jego sztuki są aktualne także dziś. Dobrze rozgryzł ten światek zwany ludzkością. Komedia to bardzo trudny gatunek do grania. Okazuje się, że te, które sam uważam za wartościowe, akceptuje i dobrze rozumie również publiczność.

Agnieszka Osiecka powiedziała kiedyś, że jest pan „niewykorzystanym Chaplinem” polskiego kina. Ma pan teraz, po latach, poczucie bycia niewykorzystanym?
Jan Kobuszewski: Nie. Jestem widzem kinowym, kinomanem. Ale pracować dla filmu nigdy nie lubiłem. Kino to strasznie męcząca robota.

Ale u Stanisława Barei pan grywał.
Jan Kobuszewski: Miałem niepisaną umowę ze Staszkiem. Zawsze gdy mi proponował rolę w filmie, a zdarzało się, że były to duże role, odpowiadałem: „Dobrze, Stasiu, zawsze u ciebie zagram, ale nie dłużej niż dwa, trzy dni zdjęciowe”.

Dlaczego?
Jan Kobuszewski: Bo to męczące… Dziś to idzie już znacznie szybciej, ale kiedyś filmy kręciło się parę miesięcy. Jeśli wziąłem dużą rolę w filmie, musiałem rezygnować z teatru, a u mnie zawsze teatr był na pierwszym miejscu. Z natury jestem człowiekiem pracowitym, ale zawsze potrafiłem wybrać sobie pracę, która sprawia mi przyjemność, a odrzucić tę mniej przyjemną. Moim miejscem była i jest scena. W filmie przychodzi się na plan, reżyser zarządza. Robi się parę ujęć i już nic nie można poprawić.

 Pana największy sukces zawodowy?
Jan Kobuszewski: Ja nie mam sukcesów zawodowych. I to nie jest moja fałszywa skromność. Staram się robić to, co robię, możliwie najlepiej. I daleko mi do tego, żeby siebie oceniać. Wydaje mi się, że były role lepsze, były gorsze. Takie, które zapadły publiczności w pamięć, ale nie powiem, że to wielkie sukcesy.

 Porażki były?
Jan Kobuszewski: Na szczęście porażek też wiele nie było (śmiech). Zdarzały się sztuki, w których nie lubiłem grać. Na szczęście krytyka prasowa była dla mnie łaskawa. Pamiętam jednak porażkę. Grałem w telewizji Sherlocka Holmesa. W „Expressie Wieczornym” recenzje pisała kiedyś Wisia Woyciechowska [matka Andrzeja, późniejszego twórcy Radia Zet – przyp. red.]. Napisała, że takiego chama jako Sherlocka Holmesa jeszcze nigdy nie widziała. Może rzeczywiście to schrzaniłem (śmiech). To jedyna zła recenzja, jaką dostałem. W tym zawodzie na pierwszym miejscu jest szczęście, na drugim talent, a na trzecim praca. Gdyby człowiek nie wiadomo jak ciężko pracował, a nie będzie miał szczęścia czy talentu, to nic z niego nie będzie. A najlepiej, gdy te trzy czynniki się połączą.

 Co pana ostatnio rozbawiło?
Jan Kobuszewski: Głównie Sejm poprzedniej kadencji. To jest kabaret polityczny.

 Ogląda pan obrady Sejmu?
Jan Kobuszewski: Tak, tak. Jako obywatel Najjaśniejszej Rzeczypospolitej jestem zainteresowany tym, co się w moim kraju dzieje. Jeśli mam czas, to oglądam każde posiedzenia Sejmu. I wyciągam wnioski, ale one pozostaną już moją słodką tajemnicą.


Offline Bruxa

  • ^,..,^
  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 38523
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-65535
  • ja tu tylko sprzątam...
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #1 dnia: 05 Grudnia 2011, 15:13:30 »
I nic o radiu, no Dziadku Jacku...
Rude and not ginger

Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until you hear them speak.


Offline Cezarian

  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 51952
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-32
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ja tu tylko bałaganię...
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #2 dnia: 05 Grudnia 2011, 22:41:24 »
I, dodam skromnie, nic o nas... I to bez nas... S:)
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

Offline 666

  • Łeb-Majster
  • Młodszy Techniczny Telewizyjny
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • ***
  • Wiadomości: 4910
  • słoiki dżemu truskawkowego +667/-666
  • Płeć: Mężczyzna
    • 4915610
    • Maciej Zembaty - strona nieoficjalna
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #3 dnia: 06 Grudnia 2011, 20:50:10 »
A Dziadek Jacek to nie sukces? Jak nie sukces, jak sukces! Panie Ja(c/n)ku drogi, no co też Pan?!
nie graj ze mną...

Offline Cezarian

  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 51952
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-32
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ja tu tylko bałaganię...
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #4 dnia: 06 Grudnia 2011, 23:33:13 »
A Dziadek Jacek to nie sukces? Jak nie sukces, jak sukces! Panie Ja(c/n)ku drogi, no co też Pan?!
No co ty? Przecież pan Janek nie będzie sobie przypisywał zasług Dziadka Jacka! Ma honor.
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

Offline Bruxa

  • ^,..,^
  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 38523
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-65535
  • ja tu tylko sprzątam...
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #5 dnia: 07 Grudnia 2011, 07:02:00 »
W odróźnieniu od Dziadka Jacka, który nie miałby oporów przed przypisaniem sobie zasług pana Janka.
Rude and not ginger

Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until you hear them speak.


Offline 666

  • Łeb-Majster
  • Młodszy Techniczny Telewizyjny
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • ***
  • Wiadomości: 4910
  • słoiki dżemu truskawkowego +667/-666
  • Płeć: Mężczyzna
    • 4915610
    • Maciej Zembaty - strona nieoficjalna
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #6 dnia: 07 Grudnia 2011, 22:13:31 »
Oj, chyba nie dostanie w tym roku jajka na wigilię...
nie graj ze mną...

Offline Cezarian

  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 51952
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-32
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ja tu tylko bałaganię...
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #7 dnia: 07 Grudnia 2011, 23:39:35 »
Oj, chyba nie dostanie w tym roku jajka na wigilię...
Dlaczego? Przecież zmarł Maurycy, a nie Marylka, która administruje jajkami? Poza tym śmierć Maurycego to dla dziadka Jacka dobra wiadomość, bo mniej chętnych do jajka...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

Offline O'Rena

  • Joanna Ciecko z Ciechanowa
  • Hydraulik
  • Zaawansowany Bułczarz
  • *
  • Wiadomości: 390
  • słoiki dżemu truskawkowego +15/-0
  • Płeć: Kobieta
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #8 dnia: 10 Grudnia 2011, 03:58:19 »
...i do drzemiku palce lizac.

Cytataztacyta:
'Leżałem ze zmarłym w jednej sali szpitalnej i w związku z tym wielokrotnie ze zmarłym prowadziłem rozmowy, w których zwierzał mi się z całego życia, stąd znam jego stosunki rodzinne i okoliczności pisania testamentu.'
Nad prawidłowym orzecznictwem sądów rejonowych, apelacyjnych i wojewódzkich czuwa Sąd Ostateczny. Bo wojewodzkich tez Pan Bog rozliczy.

Offline Cezarian

  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 51952
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-32
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ja tu tylko bałaganię...
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #9 dnia: 11 Grudnia 2011, 19:34:45 »
Pisania testamentu za życia, jak i po śmierci.
Bo życie pisze testamenty nawet po śmierci, czy jakoś tak podobnie.
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

Offline O'Rena

  • Joanna Ciecko z Ciechanowa
  • Hydraulik
  • Zaawansowany Bułczarz
  • *
  • Wiadomości: 390
  • słoiki dżemu truskawkowego +15/-0
  • Płeć: Kobieta
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #10 dnia: 12 Grudnia 2011, 02:26:02 »
Taaak. I pomyslec, ze taki testament bedzie najwazniejszym pismem dzieki ktoremu nasza Rodzina bedzie nas wspominac. Mile. Abo i nie.

Mi tu prawnik nie chcial spisac testamentu, bo mam dobra w Polsce. Pomyslec, ze moje skarby nie mieszcza sie w jez. angielskim, sa nie do opisania. Jozek Conrad by sie zdziwil.
Nad prawidłowym orzecznictwem sądów rejonowych, apelacyjnych i wojewódzkich czuwa Sąd Ostateczny. Bo wojewodzkich tez Pan Bog rozliczy.

Offline Cezarian

  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 51952
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-32
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ja tu tylko bałaganię...
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #11 dnia: 12 Grudnia 2011, 09:43:42 »
To napisz sobie testament sama. Tylko pamiętaj: własnoręcznie piszesz, własnoręczny podpis, własnoręczna data.
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

Offline Bruxa

  • ^,..,^
  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 38523
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-65535
  • ja tu tylko sprzątam...
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #12 dnia: 12 Grudnia 2011, 13:48:41 »
I sama dopilnuj prawidłowego wykonania swojej ostatniej woli ;D
Rude and not ginger

Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until you hear them speak.


Offline Cezarian

  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 51952
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-32
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ja tu tylko bałaganię...
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #13 dnia: 12 Grudnia 2011, 15:06:52 »
I sama dopilnuj prawidłowego wykonania swojej ostatniej woli ;D
Nie, tu mozesz wyznaczyć wykonawcę testamentu.
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

Offline Bruxa

  • ^,..,^
  • Pierdziel
  • Kombatant Wojny Rosyjsko-Japońskiej
  • *
  • Wiadomości: 38523
  • słoiki dżemu truskawkowego +65535/-65535
  • ja tu tylko sprzątam...
Odp: Jan Kobuszewski żyje
« Odpowiedź #14 dnia: 12 Grudnia 2011, 18:15:17 »
Aha.
A nadal obowiązuje ta klauzula, że trzeba być zdrowym na ciele i umyśle?
To ja nie dam rady.
Mam podobno zerwany mięsień nadgrzebieniowy. I do tego poprosiłam ortopedę w czwartek, żeby mi wypisał L4 od poniedziałku, bo ja muszę w pracy parę rzeczy ogarnąć. Powiedział (spojrzeniem, ale powiedział), że urazy głowy to nie u niego...

Rude and not ginger

Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until you hear them speak.