Byłem zmuszony ostatnio wysłuchać bloku wyborczego (nie miałem płyty w samochodowym odtwarzaczu, port usb zajęty był ładowaniem telefonu, a nie chciało mi się zmieniać stacji). Wysłuchałem więc około 25 minut (kolejno): bredni, głupot, andronów, idiotyzmów, pogróżek, inwektyw, obietnic bez pokrycia czy demagogii w stanie czystym../*.
Zastanowiłem się, czy nie można tego powiedzieć w inny sposób?
- „Kochani, mam przerost ambicji, chcę być prezydentem bo chce pokazać teściowej że nie jestem frajerem, a i pasuje mi tych parę groszy. Na niczym się nie znam, nic nie zrobię (no bo i tak nie mogę), znam trochę angielski więc siary nie będzie. Obiecać mogę, że nie będę robić nic, nie wypowiem się w żadnej międzynarodowej sprawie, by nie kompromitować mojego kraju, z którym jestem mocno związany kredytem. Wyjeżdżać nie chcę, tu mam znajomych, kumpli, rodzinę, którym załatwię posady nie zwiększając budżetu mojej kancelarii. Nie będę się wtrącał w nic, nie będę dzielił, każdy będzie mógł do mnie wpaść z flaszką na grilla. Oczywiście po uprzednim telefonie, abym był w domu. Czy nie takiego prezydenta potrzebujecie? Prezydenta, który ma dwie strony układu pokarmowego, jest normalny, i także ma kaca rano. No i nie ściemnia…”
Na takiego kandydata głosowałbym obiema rękami. I to niezależnie z której strony sceny politycznej by pochodził.
/*lista ograniczona jeno wyobraźnią.