Papier zapewniają rodzice uczniów. Drukarkę kupili mi w prezencie w zeszłym roku. Głośniki przynosimy własne. Na tusz zrobiliśmy dla polonistów zrzutkę.
Używane maszyny ksero dostaliśmy w podziękowaniu od rodziców absolwentów.
W zeszłym roku dostaliśmy wzruszający prezent od odchodzących ósmoklasistów - hałdę ryz papieru.
Z państwowej dotacji szkołę stać tylko na zapłacenie podstawowych rachunków (prąd, ogrzewanie, śmieci, woda). Wezwanie magika do naprawy kseromaszyny czy kupno kartridża to jest poważna debata budżetowa. Tak, robiliśmy na to zrzutki w pokoju nauczycielskim.
Zwykle szkoła dorabia na boku udostępniając sale. I też nie wystarcza.
Podręczniki dla siebie kupuję sama (kiedyś zapewniało wydawnictwo, ale odkąd mamy akcję "darmowy podręcznik" już nie, paradoksalnie), abonamentu na Grammarly czy Kahoot! też sobie w żadne koszty uzyskania nie wrzucę. Tylko świecę oczami przed głównym sponsorem, gdzie się podziało sześć stów z karty.
Jakby kto pytał, jak wygląda stan finansowania publicznego szkolnictwa, to mniej więcej tak. A my i tak mamy dobrze, duże miasto w końcu, czasem dzielnica czymś dodatkowo sypnie.