Cytat z książeczki, która mi na łeb spadła, gdym poszukiwała w biblioteczce pozycji na temat rzymskich łaźni (dokąd się w początkiem marca wybieram, na koszt Cioteczki Unii):
Nie o morderstwo ani o gwałt żaden,
Lecz o trzy kozy mam proces z sąsiadem.
Ukradł je, mówię, bo jak kamień w wodę –
Znikły. Więc sędzia pyta o dowody.
A ty nas bitwą pod Kannami raczysz,
Wspominasz wściekłość punickich krętaczy,
Wyciągasz z grobu Sulle i Mariuszów,
Mitrydatesa i sławnych Mucjuszów,
Grzmisz i przybierasz bohaterskie pozy.
Ale, Postumie, pamiętaj – trzy kozy!
Niestety po wykastrowaniu... eee, ocenzurowaniu pana Marcjalisa, z trzynastu ksiąg w tłumaczeniu na nasze wyszła jedna broszurka. O tempora...
Katullusa za to chyba nikt nie odważył się wydać. Jednak wykształcenie klasyczne miało swoje zalety, kto znał łacinę nie musiał czekać na drukowane titulki.