Dzisiaj niby menelik Daukszewicza, ale jakiś taki swojski, rodzinny, z Białegostoku. I od razu ekumeniczny!
Historia ta zdarzyła się w Białymstoku. Pewna pani namówiła dwóch meneli, pana Józia i pana Frania, do prac porządkowych na działce budowlanej. Panowie pracują już pięć godzin, kiedy za płotem pojawia się dwóch kumpli.
- Co robicie?
- Sprzątamy.
- A płacą wam za to?
- Płacą.
- To co, walniemy na to konto.
- Nie, ponieważ obiecaliśmy gospodyni, ze do wieczora skończymy robotę.
- Na trzeźwo?
- Musimy, gospodyni obiecała, że jak uczciwie przepracujemy cały dzień, to wtedy będzie… jak ona powiedziała, Józek?
- … powiedziała, że będzie gratyfikacja.
I tych dwóch odchodzi. Nie uszli nawet dziesięć metrów, kiedy właścicielka posesji usłyszała, jak jeden z nich mówi:
- Co ma, kurwa grawitacja do mózgotrzepu!?!?
A na to drugi:
- Mnie się też wydaje, że oni chcą raczej wiarę zmienić.
Fasiol?