Czlowieku, w weekend do ortopedy? Jak ja musiałam dwa tygodnie czekać? No, u prywatnego to juź tylko tydzień
A co do historii z ER to mam lepszą, pocieszę cię. Cioteczka w wieku ZUSowskim przyjechała na Bachanalia, pardon, Cepowisko, nieszczęśliwie się poślizgnęła na sianie (nie te lata, panie, nie te lata), noga chrup! i wylądowaliśmy na ostrym w nowiuśkim CeeMie w Polanicy. Czekamy. Czekamy... Czekamy... ... .........
Obok nas czeka facet trzymając się za przedramię a spod dłoni mu kap... kap... kap...
Wyznał, że się nieumiejętnie obchodził z piłą mechaniczną. No cóż, zdarza się.
Czekamy... Na podłodze coraz bardziej czerwono, facet coraz bardziej blady. W końcu stwierdził do żony, że może wyjdzie sto metrów przed szpital i tam się przewróci, a ona niech zadzwoni po pogotowie, bo tych z karetek załatwiają (sic!) od ręki.
Co było dalej nie wiem, bo właśnie uchyliły się drzwi do jaskini smo... gabinetu i sprytnym ruchem podpatrzonym na transmisjach zawodów curlingowych wturlałam do środka cioteczkę na wózku.
Albo innym razem, jak miałam okazję podpatrzeć, jak po udzieleniu pomocy strażakowi przywiezionemu z akcji pielęgniarka troskliwie wystawiła go na wózku za drzwi, przed szpital i doradziła: To pan tu sobie z komórki zadzwoni, to po pana koledzy przyjadą...
A ten magik kolana też maca? A grywa na wyjeździe?
Acha, i żadna mi tam grypa, tylko infekcja krtani z zanikiem głosu w pakiecie.
Czyli śmigam jak kozica, ino do pracy niezdolnam
Całe wasze szczęście, że mi palców nie odjęło, tylko mowę.