Z okazji okazji sięgnęliśmy dzisiaj do skrzyneczki z niespodziankami, przywiezionej zza wiadomej granicy. Popadło na Cerna Hora Velen Psenicny Lezak. Tjaa... No właśnie, pszeniczne, ale nie weisen tylko lager. Brzmiało intrygująco. Podczas nalewania pieniło się burzliwie jak szampanskoje igristoje. I taką też utworzyło pianę - czyli żadną. Kolor świeżego moczu, ale tylko do ostatniej kropli, która w kufelku utworzyła mgławicę zmętnienia. Do analizy bym nie oddała. Także ze względu na nadmiar cukru w cukrze, który i tak przegrywa nierówną walkę z goryczką. Grzegorz nie zmógł do końca, ja jeszcze się nie poddaję, ale nie wiem, czy jestem wystarczająco twardy zawodnik. Podsumowując - ani lager, ani weisen, ni pies ni wydra, cóś na kształt świdra. To było dwa razy. Pierwszy i ostatni.