Mhm... To zupełnie jak z wynikami sprawdzianu szóstoklasistów, tylko trochę zwrot przeciwny tym razem w naszym przypadku.
Jak wyniki dotarły, w sam raz podczas uroczystości Święta Szkoły (klapa rąsia...) poszłam se sprawdzić. A w tym roku mnie to akurat obeszło, bo pierwszy raz pisali z angielskiego. No i generalnie wróciłam z sekretariatu jak skowroneczek, średnia szkoły z anglika około 80%, klasa, którą uczyłam przez sześć lat średnia wyników równo 90%. Średnia, z czego wynika, że iluś tam napisało na sto pro. Powodów do rozpaczy nie ma, prawda?
Akurat. Od góry, z gabinetu Dyrekcji, wieje żałobą i apokalipsą, bo jesteśmy z wynikami ostatni w dzielnicy. Co prawda różnica wynosi ze trzy punkty procentowe, no ale.
Że angielski wyszedł akurat dobrze, o koński łeb przed polskim i dwie długości przed matmą, i to pisany po raz pierwszy?
BO ŁATWE BYŁO!
Ta jasne, ciekawe, jaka byłaby średnia z tego sprawdzianu wśród nauczycieli (anglistów wykluczywszy, żeby nie zaniżali poziomu)?
To ja może pójdę uprawiać marchew, albo co