Z tego typu zachowań, to u Młodego - lat 11 - zauważyliśmy znienacka wydzierganą sporą dziurę w owłosieniu zausznym. Wzięty na spytki przyznał, że spróbował, tak jak jedna z bohaterek filmu "Charlie i fabryka czekolady", żuć gumę a następnie przykleić ją "na potem" za uchem. I skończyło się to próbą poradzenia sobie w tej sytuacji za pomocą nożyczek. A że wstydził się, ze względu na własną głupotę, poprosić o pomoc, to otrzymaliśmy całkiem ciekawy pokaz modernistycznej fryzury.
A'propos nie wtrącania się do kompetencji nauczycieli, to nie robię tego, ale coraz krytyczniej przyglądam się temu co się w szkole dzieje. A to zniechęca mnie do wszelkiej działalności i współpracy ze szkołą. A przeżyłem 4 lata jako szef trójki klasowej. Pierwsze trzy lata były super - fajna Pani w klasie 1-3 (i nie chodzi o kryzys wieku średniego i młodą nauczycielkę). Organizowałem dzieciakom nie tylko z naszej klasy warsztaty na politechnice. Sam przebierałem się za Draculę na angielskim przy okazji Helloween. Przychodziłem robić zdjęcia na uroczystościach szkolnych. Siedziałem po nocach montując filmy z występów czy bardzo obszerny album na zakończenie 3 klasy. Ale po 4 klasie mi się odechciało. Bo widzę, że w większości przypadków nauczycielom po prostu nic się nie chce. I nie chodzi tu o problemy z pandemią i nauczaniem zdalnym, bo to jeszcze jakoś można zrozumieć. Bardziej chodzi o to, co teraz się dzieje, kiedy dzieciaki wróciły już do szkoły. Młody jest w 7 klasie i za rok kończy szkołę egzaminem. A jego lekcje w większości poświęcone są pracom plastycznym. Z polskiego jeden raz w 4 klasie pisali charakterystykę postaci. Ale za to dwa tygodnie robili makiety planet do "Małego Księcia". Potem dwa tygodnie Pani ich z tego odpytywała. "Akademia Pana Kleksa" - miesiąc budowy wszystkich pięter z pokojami. Ale napisać dwóch zdań o tym w miarę poprawnie nie potrafią. Na każdym przedmiocie najważniejsze są "mapy myśli". I muszą być kolorowe i ładnie narysowane, bo inaczej dostaje się gorszą ocenę. Angielski - w maju Pani była tylko tydzień. Reszta to ciągłe zastępstwa bez angielskiego. Gdyby nie chodził prywatnie, to by kompletnie niczego się nie nauczył. Teraz, w czerwcu, po niecałym tygodniu już nauczycielki nie ma. A to jeszcze wychowawczyni. Geografia - Pani robi teraz po 6 tematów na jednej lekcji, bo trzeba program zrealizować. A była cały czas, ale jej jeszcze nie wychodzi, bo jest świeża i nie ogarnia jeszcze tematów - to nauczycielka zerówki, która zrobiła fakultet z geografii. Chemia - gdyby nie Żona-chemik to młody by nic nie ogarnął. Część tematów niezrealizowana, ale na sprawdzianie gotowiec obejmujący ten zakres. Nawet nie chciało jej się sorawdzić co dzieciakom daje. A potem zdziwienie, że klasa prawie w całości poległa. I tak by można mnożyć, i mnożyć, i mnożyć... Ogólnie gdyby nie drugi etat w domu jako nauczyciel, to młody by niewiele z tej szkoły wyniósł. Ale muszę podkreślić, że nie wszystko jest źle: Młody nr 2 (ten od włosów) ma jak na razie zupełnie innych nauczycieli. I jak tak dalej pójdzie, to będę mógł być o Niego spokojny. Starszy ma natomiast przechlapane - w dodatku jest z rocznika, w którym musiały iść do szkoły 6-latki i będzie ich startowało do szkół średnich o połowę więcej. No i z pozytywnych akcentów to jest jeszcze Pan od matematyki - jeden z najstarszych nauczycieli w szkole. Całkiem dobrze uczy, chociaż też potrafią mu się przytrafić merytoryczne wpadki. Ale ogólnie zupełnie inna bajka niż reszta grona pedagogicznego. Swoją klasę zresztą udowodnił na zajęciach zdalnych, kiedy jako jedyny potrafił w miarę normalnie prowadzić lekcje - i to z matematyki!
Natomiast to co mnie najbardziej wku...a to to, że dzieciaki mają w klasie chłopaka z problemami psychicznymi. Potrafi rozwalić nauczycielowi lekcję, ale i potrafi komuś rozwalić łeb. Kiedy dzieciaki agresywnie atakowane przez niego proszą nauczycieli o pomoc, to ci stwierdzają że nie mogą z tym nic zrobić. I dzieciaki z jego agresją zostają same. I nie chodzi tu o to, że coś trzeba z tym uczniem systemowo zrobić, ale o sytuacje, kiedy trwa jego agresja i dzieciaki boją się o swoje bezpieczeństwo. Nie raz już się zdarzyło, że grupa dzieciaków opuszczała szkołę bo bała się w niej pozostać.
Wiele osób stwierdza, że szkołę podstawową trzeba po prostu przeżyć i prawdziwa edukacja zaczyna się dopiero w szkole średniej. Mam nadzieję, że tak będzie.
Długi wywód i nie w stylu tego forum, ale musiałem...