Państwo tu sobie jeździcie na groby, wyprowadzacie psy, zapalacie znicze, odmawiacie modlitwy, a Dziadów nie ma komu zrobić! Więc Wasz wysłannik po raz, bodajże ósmy, wziął udział w celebracji wieczornego jeżdżenia po grobach ojców oraz picia za ich zdrowie, wróć, wieczny odpoczynek. Skład ciągle ten sam, to znaczy dwie ojcowskie półsieroty i jeden pełny niesierota, któremu ciągle nie wstyd, że jego ojciec jeszcze żyje!
Wybaczyliśmy mu te drobne niedociągnięcie, bo w tym roku był kierowcą, organizatorem napitków i polewającym. Na początku, zamiast skupić się na tym co nieuchronne, czyli na wiekuistym, musieliśmy skoncentrować się na kolejnej edycji policyjnej akcji „Znicz”. Okazuje się, ze tym razem polega ona na badaniu trzeźwości pasażerów w samochodach. Powiedzieć, że taka kontrola w naszym samochodzie nie wypadła najlepiej to niewiele powiedzieć. Na szczęście legitymacja naszego kierowcy rozwiązała wszystkie hipotetyczne problemy i dojechaliśmy na miejsce dziadowania. Tutaj stanęliśmy przed pewnym dylematem: iść od razu na groby, czy może skorzystać z organizowanej po raz pierwszy i ze sporą pompą na wzór muzeów „Nocy krematoriów”? Jednak mimo jakże kuszących otwartych drzwi spalarni, obowiązek zwyciężył nad przyjemnością głosami 2-1 i skierowaliśmy się na groby.
Tam historia potoczyła się zwykłym, ustalonym od lat świecką tradycją trybem: modlitwa za zmarłych, nietuzinkowe toasty oraz skrzące się dowcipem i metaforą dyskusje. Były jednak także drobne różnice. Postawiliśmy w tym roku na ekologię i nie rozbijaliśmy kieliszków o nagrobek po każdym toaście. I to miał być w zasadzie koniec opowieści, ale kolega z legitymacją i ciągle żyjącym ojcem skradł puentę. Po półtoragodzinnej ascezie i modlitwie na grobie moich taty i brata, poprosił, żebyśmy już poszli do samochodu, bo marznie w nogi. Okazało się, że jako człowiek wysokiej kultury nigdy do sandałów, a już zwłaszcza na cmentarz, nie zakłada skarpetek. Dopiero teraz zrozumieliśmy dlaczego jako jedyny głosował za zwiedzaniem krematorium. W trosce o nasze zdrowie – w końcu to on naciska na pedały – nie protestowaliśmy.