Taka ciekawostka. Natrafiłem ostatnio w necie (jest na wiki w całości) na książki niejakiego Klemensa Junoszy. Po pierwszej "Pająki" byłem zachwycony, niesamowicie, z humorem pokazuje relacje polsko-żydowskie i wewnątrzżydowskie w XIX w. Spójrzcie, polecam. Na zachętę mały cytat z drugiej książki "Czernebłoto":
Czysta moralność, jest to niby czysty spirytus, chociaż i to wątpliwe, bo czystego spirytusu nie ma, najwyżej jest 96°, 97° — ja też myślę, że i czysta moralność nie trzyma wyższej próby, a jeżeli trzyma, to chyba jakaś apteczna, nadzwyczajna i w ogóle bardzo rzadko pojawiająca się w codziennym handlu.I dalej:— Ja myślę, że mądre zdanie, mówiące, że człowiek „potrzebuje żyć“, jest to zwyczajna woda. Tania rzecz, ale niezbędna dla każdej istoty stworzonej, a zwłaszcza dla człowieka.
Opierając się na tych dwóch porównaniach, możemy oznaczyć dokładnie stopień moralności. Weźmy naprzykład owego szynkarza, który pomimo spóźnionej pory, pali lampę w swojej brudnej szynkowni.
Czy on jest człowiek moralny? Trochę jest, cokolwiek jest, a nawet dużo jest, jeżeli sądzić będziemy bezstronnie. On się modli, on obserwuje święta, on w życiu swojem nie jadł trefnego pokarmu, on zachowuje wszelkie prawa i przepisy, obowiązujące żyda.
Względem swojej żony i dzieci nie jest zły. Daje im pożywienie, odziewa ich, posyła chłopców do szkółki, słowem, czyni to, co każdy porządny i uczciwy ojciec. Jest to moralność, jeżeli nie tak bezwzględnie czysta i mocna, jak bezwodny spirytus, to przynajmniej, jak dobra okowita na 78°.
Weźmy teraz tego samego szynkarza z drugiej strony.
Czy on jest niemoralny? Cokolwiek jest. On przez całą noc pali lampę, do niego przychodzą ludzie nie lubiący słońca, przynoszą mu różne rzeczy i sprzedają tanio — to wszystko prawda. I to prawda, chociaż mówić o tem głośno nie wypada, że te rzeczy są kradzione, ale... „każdy człowiek potrzebuje żyć.“
Jeżeli wodę tej maksymy zmieszamy z okowitą moralności, jeżeli wstrząśniemy je dobrze w naczyniu naszego myślenia, a potem zbadamy za pomocą próby, to się pokaże jasno, że moralność owego szynkarza pod względem mocy równa się zwyczajnej, średniej wódce. Czterdzieści, może czterdzieści dwa stopnie.
Czy taka moralność nie ma już żadnej wartości?
Stanowczo ma i jeżeliby ją można sprzedawać na garnce, to ludzie płaciliby za nią tyle w stosunku do czystej moralności, ile się płaci za wódkę 42% w stosunku do czystego spirytusu.
Engelman rozmyśla dalej i przychodzi do wniosku, że człowiek, w którym jest chociażby bardzo maleńka odrobina dobrego, nie może być nazwany bezwarunkowo złym.