Nie no, bilet na dyliżans powietrzny już ma, trzeba trzymać kciuki, żeby niż znowu nie zasypał lotniska we Frankfurcie...
A telefonu mu jeszcze nie zablokowali?
Skoro pytasz... W zasadzie owszem, również, ale niezależnie. To jest temat na osobną, mrożącą krew w żyłach historię, o parkinsonie w pewnej dużej firmie, telekomunikacyjnej zresztą, która nie może najwyraźniej ogarnąć, że jak się wysyła pracownika w daleką delegację, to bilingi mogą zacząć przekraczać typową średnią...
Normalnie, Sodoma i Gomora
Do wysyłania czeków chyba nie będzie trzeba się uciec, w końcu nie pojechał tam na wizę turystyczną, tylko pracowniczą. Może się zatrudnić na zmywak.
Ewentualnie miejscowa rodzina wspomoże.
Tam w zasadzie każdy ma jakąś rodzinę