Burdelu ciąg dalszy. Rodzinny dzwoni z informacją że Marylka ma covid.
- I co teraz? Mam dzwonić do szkoły? Gdzieś jeszcze? Jak ze zwolnieniem?
- A nie wiem. Oddzwonię niedługo.
Dzwoni.
- Pani już jest tydzień na zwolnieniu. To wystawię jeszcze pani na 10 dni.
I tyle u rodzinnego.
Dzwoni Marylka do szkoły. Dyrektorka liczy że to już tydz na zwolnieniu, że jutro w sumie to już 8 dzień, że dziś sanepid kończy pracę to dzwonić nie będzie. I że ona to w zasadzie wie nieoficjalnie a nie że sanepid ją poinformował, że żadnych ruchów szkoła robić nie będzie. I choć dane chorobowe są poufne to powiedziała że Marylka nie jest pierwsza w szkole.
Sami z siebie dzwonimy do sanepidu. Miła pani przeprasza że nikt nie dzwonił, że nawał pracy, że czasem na maila wiadomość idzie, itp. No to Marylka pyta o kwarantannę. Tak więc jak zwolnienie się skończy jak raz w dzień edukacji i nie będzie objawów to może wracać do społeczeństwa. I tu ciekawostka przyrodnicza, nikt nie pytał o domowników i nie poinformował jak mamy się zachować. Tak więc Marylka pyta o mnie, miła pani mówi że możemy zadzwonić do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Już chyba mamy dość dzwonienia. Zostaję w domu sam z siebie i tyle.