Z Karpiem jak z tą japońską rybką fugu - lepiej, żeby potrawę przyrządzał prawdziwy kucharz, a nie amator. Chociaż to też do końca niczego nie gwarantuje
Tegoroczna potrawka w eterze jest całkiem całkiem, i to piszę ja, Jarząbek, co to od poprzednich karpi dostawałam wstrząsu anafilaktycznego ze wszystkimi objawami. Dlatego w piątek oczekiwałam premiery z pewnym takim niepokojem - ale jak widać, żyję. Tekst się przyjemnie ociera o makabreskę (no, to w końcu Rusinek), a i warstwa muzyczna przestała migrować w kierunku umc-umc-umc(a mogło być inaczej, oj mogło, słyszeliście Karpia Alternatywnego?
).
Ale moim zdaniem najlepsze kasztany, pardon, kawałki, to były w Karpiu 2003:
Krok po kroku, krok po kroczku
ciągnie sanie koń
od woźnicy woń
nie rumianek to, nie mięta,
znak, że chyba idą Święta... Chyba już pora zrobić ciasto na choinkowe pierniki...