Pochówek już był. Obie wiewiórki znalazły miejsce spoczynku w żołądku kota. Ewentualne produkty przemiany materii wiewiórczej w kocią zostały również pochowane - w kuwecie.
Tak, ten Sajgon. Miałam przebłysk jasnowidzenia, jak go nazywałam. Podobnie było z Cynamonem ancymonem. Za to Imbir powinien nazywać się Ptyś, albo Baleron...
W schronisku wołali go Landrynek.
Wiewiórki nie są ze ZOO. Są z otuliny Parku Narodowego. Z pewnym takim niepokojem oczekujemy wizyty Men in Green
Z małpami (naczelnymi) kotu żyje się dobrze, karmią go boczkiem, głaszczą jak przyniesie myszkę, larum podnoszą jak znosi wiewiórki...