"Heinz wszedł do sklepu i poprosił o różową szminkę.
– Jakiej szminki pan potrzebuje? – zapytała znudzonym głosem dziewczyna przy stoisku.
– No… różowej, pani Violu – odpowiedział niepewnie. Na plakietce przypiętej do kremowej
bluzki przeczytał: „Viola – asystentka wizażystka”.
– Ale jakiego różu ta pani używa? – wizażystka pytała natarczywie. W stronę Heinza odwróciły się
głowy dwóch kobiet, które w dawnych czasach zwykło się nazywać ryczącymi czterdziestkami.
Swoją drogą muszę zapytać syna, jak się takie kobiety nazywa dzisiaj. O ile go kiedyś spotkam –
pomyślał i rozłożył bezradnie ręce.
– Niech pan sobie przypomni, jakiej używa żona. Matowa szminka czy perła? A jak matowa, to z
drobinkami czy bez? Poza tym co to za róż? Brudny czy jaśniejszy odcień? Może pamięta pan nazwę
firmy albo numer katalogowy…
Heinz przypomniał sobie swoją półkę z kosmetykami, przymocowaną do lustra nad umywalką i
wiecznie ochlapaną odpryskami pasty do zębów. Jego syn miał całą baterię kosmetyków. Te, które
należały do Heinza, można by zmieścić w kieszeni spodni.
Miał dosyć drobiazgowej Violi.
– Pani da jakąkolwiek. Byle niedrogą – powiedział. – Poza tym – chciał, by usłyszały to wścibskie
klientki sklepu – to nie dla żony. To w ogóle nie dla kobiety. To dla mojego psa.
Był pewien, że trzy pary zgorszonych oczu odprowadzają go do wyjścia."