Nie mówi się o tym powszechnie, ale codzienność pracy w Kancelarii to zmaganie się z upiorami. Pojawiają się codziennie i, o dziwo, zawsze wybierają porę dzienną, a nie nocną. Upiory wyskakują z teczki listonosza, który ewidentnie jest z nimi w zmowie. Co to za demony? To pisma procesowe, wyroki, wezwania, ponaglenia, pouczenia. Na wszystko musimy odpisywać, a pismo ok 10 stron to w zasadzie standard, a zdarzają się i po 50-100 stron. Ot, taka mała praca magisterska, na napisanie której mamy najczęściej 7-14 dni, oczywiście nie zaniedbując spotkań z klientami, pisania umów, uczestniczenia w rozprawach, pójścia do fryzjera i odebrania dzieci z przedszkola. Nic więc dziwnego, że rozumując racjonalnie, zastanawiamy się nad optymalizacją czasu pracy i wykonywanych obowiązków. I tu dochodzimy to jedynego logicznego wniosku, że należy zamordować listonosza, wówczas nie będą pojawiać się ciągle nowe upiory pism procesowych. Fakt, listonosz to bardzo sympatyczny człowiek, ale chyba nie szkoda róż, gdy płoną lasy? Zresztą jesteśmy przekonani, że on nas zrozumie i poprze w całej rozciągłości!