12 grudnia 2003 r.
<rozlega się pukanie do drzwi>
Grzegorz: Kto tam? KTO TAM? Marylo, ktoś puka!
Maryla: To wyślij Maurycego żeby otworzył, co mi głowę zawracasz?
Grzegorz: Maurycy, słyszałeś?
Maurycy: Naprawiam wózek dziadka. Dziadku!
<ponowne pukanie do drzwi>
Maryla: Z wami... <odgłos otwieranych drzwi> Czego pan chce najprawdopodobniej?
Listonosz: Dzień dobry, polecony do rąk własny dla Jacka Marii Poszepszyńskiego.
Dziadek: Do mnie? Maurycy, daj wózek.
Maurycy: Jak mam dać, jak rozmontowany?
Maryla: Nie mogę ja podpisać? Co to w ogóle za list?
Listonosz (dobitnie): Droga pani, listy są objęte tajemnicą korespondencji. Nie wiem czego dotyczy, nie wiem od kogo, nie wiem czemu do Jacka Marii kierowany, wiem za to jedno -
Grzegorz: Tak, że saper myli się tylko raz...
Listonosz (zdenerwowany): Co mi pan o jakimś saperze! Wiem jedno: list mogę wręczyć jedynie panu Jacku Marii Poszepszyńskiemu!
Grzegorz (zrezygnowany): Maurycy, a długo będziesz naprawiał ten wózek?
Maurycy: już skończyłem, no, hamulców nie ma i poduszki powietrznej, ale trudno. Dziadku!
Dziadek (kontent): No, proszę ja ciebie, elegancki wózek z dżemem, palce lizać. Już jadę, już jadę (odgłos toczących się kółek). No, co tam panie kochaneczku? Podobno list do mnie?
Listonosz: Ano. Tu podpisać, o, tu.
Dziadek: Ale ja nie umiem.
Listonosz: To nie szkodzi, to pani podpisze, ale proszę zamieścić adnotację że pan Jacek jest analfabetą i nie może podpisać.
Maryla: To teraz mogę?!
Dziadek: Chamstwo! W niezapomnianym roku 1904 to w oblężeniu Port Artur nikt nie pytał nikogo czy podpisze, tylko w mordę dawał. Kapral Jedziniak...
Maryla (donośnie): Dobrze już dobrze, podpiszę, dawaj pan długopis i list.
Listonosz: Proszę, o to długopis, o, tu podpisać <skrobanie po papierze> a tu list, dla pana, GDZIE PANI Z TYMI ŁAPAMI SIĘGA DO LISTU! Proszę, panie Jacku Mario. Do widzenia.
<odgłos zamykanych drzwi>
Maryla: Co to za list? Ostrzegam ojca, jak to znowu będą długi w bibliotece...
Maurycy: Przecież dziadek już nie chodzi do biblioteki.
Maryla: ...albo Grzegorza długi z robienia biznesu...
Grzegorz: Jakie długi? Jakby to były długi, to by był ten list w zasadzie do mnie, nie do dziadka.
Maryla: Dobrze już, dobrze! Dziadku, otwieraj <odgłos dartego papieru> i czytaj.
Dziadek: Hm. Prawda... kiedy ja, widzisz, córeczko...
Maryla: Ojciec to i czytać zapomniał?! Osz, ty! Maurycy, czytaj. Twój nauczyciel Poniński mówił ostatnio, że umiesz już trochę czytać.
Maurycy: Poniński jest od rosyjskiego, a po polsku to nawet i liczę do miliona. Pokaże dziadek ten list. No, ładny, ładny... to zawiadomienie o spadku.
Grzegorz: Spadku czego?
Maurycy: Raczej kogo. A dokładniej: po kim. To jest zawiadomienie, że Zachariasz Dorożyński umierając w 1938 roku zapisał dziadkowi konto w banku. O, i jest druga karteczka,stan konta <milknie>
Dziadek (przestraszony): To podstęp.To pułapka tego niecnego mordercy!
Maurycy: Tu pisze, że stan konta na dzień 31 sierpnia 1938 roku to jeden milion złotych.
Dziadek, Maryla, Grzegorz: MILION!?
Maurycy: Tak, na koncie w banku.
Dziadek: Boże, milion!
Maryla: MILION!
Grzegorz: Ja w zasadzie,prawda, Ojca zawsze kochałem, poważałem, szanowałem...
Dziadek: Ty się zamknij, z tego miliona to nawet figi z makiem nie dostaniesz! Kupię dom, kupię bugatti, kupię dżem i nie będę was już musiał oglądać, wy obiboki.
Maurycy: Ale, ale, co tu pisze dalej: konto płatne jeden złoty rocznie, nieoprocentowane.
Maryla: Aj, szczegóły najprawdopodobniej, ile to lat minęło od 1938? Może ze sto albo dwieście, to co to tam jest? Dadzą prawie milion.
Grzegorz: Ale przedwojennych...
Dziadek: To i lepiej, wiesz co to był milion przed wojną ty nieuku? To nie było w kij dmuchał! Kapral Jedziniak, kiedy we wrześniu 1933 roku został dyrektorem w Ministerstwie do spraw Weteranów i zawiadowywał departamentem do spraw kombatantów wojny japońskiej otrzymywał wysoki uposażenie w wysokości ośmiuset złotych miesięcznie. Dobry koń kosztował stówę, dżemik 10 groszy, ty to byś baranie nie dał rady.
Maurycy: No chyba dałby radę, no jak to było tanie..
Dziadek: Kolejna ciemna masa, ale jakie tanie! Jakie tanie! To było drogie. To był trudne czasy, ty co, ty myślisz że byś tak sobie wziął i poszedł do pracy i zarobił? A figa z makiem. Też były pensje odpowiednie, i to o ile ktoś miał pensję a nie jedynie wikt i opiernicz jak Iga Korczyńska, tancerka teatrzyku Ananas w Warszawie.
Maryla: No dobrze, ale dlaczego Zachariasz Dorożyński tak wspaniałomyślnie zapisał ojcu ten milion? Chwilę temu ojciec mówił że to najprawdopodobniej spisek.
Dziadek: A bo to był spisek. Najpewniej Zachariasz planował, że mnie napadnie jak będę jechał po milion i zrealizuje zemstę którą mi poprzysiągł już z dawna. Albo że się rozpiję i zmarnuję sobie życie za te pieniądze. Kto go tam wie.
Grzegorz: I tak, w zasadzie, ojciec zmarnował sobie życie.
Dziadek: Ja, ja zmarnowałem?
Grzegorz: A zmarnował, zmarnował.
Dziadek: Ty jesteś bezczelny! Przypominam, że jestem tu głównym lokatorem! Beze mnie dawno byście pomarli z głodu jak żaby.
Maurycy: Przestańcie się kłócić. Pani pedagog w szkole mówiła, że o przez złe warunki w domu mam trudności w nauce. I dlatego ukrywam się w toalecie dla nauczycielek ilekroć mnie wywołają do tablicy.
Maryla: Dobrze, już dobrze. Jedźmy już po ten milion i niech to się wreszcie skończy.
Dziadek: Jedźmy, i będzie już szast panie, prask i po... <chrapanie>
Grzegorz: No i zasnął.
====koniec cz. 1====