Mąż dowiaduje się ostatni.
Fakt kolejnego poczęcia w naszej Kancelarii wywołał pewne, nieoczekiwane perturbacje. Nasz powszechnie znany i szanowany aplikant, specjalista od doktorystyki, usłyszawszy o ciąży skrzypaczki nie kryjąc oburzenia, zupełnie stracił panowanie nad sobą i wykrzykiwał tak, że echo niosło aż do pokojów Sąsiadującej Pani Notariusz: „Dlaczego ja zawsze dowiaduję się ostatni?!”. Uspokoił się dopiero, jak mu wytłumaczyliśmy, że wcale nie ostatni, bo mąż skrzypaczki ciągle nic nie wie. Do tego powinien się cieszyć, że o nasciturusie, czyli dziecku in spe, dowiedział się od nas, już teraz, a nie z pozwu o ustalenie ojcostwa i alimenty. Na takie dictum wyraźnie się ucieszył, a może uciszył. Tylko czy na pewno uspokojony?