U nas w Kancy zamieszanie spowodowane padającym od ponad doby śniegiem. Jak zapewne wszyscy pamiętają, mąż jednej z naszych przesympatycznych dziewczyn odpowiada za odśnieżanie miasta. I właśnie ona, zapytana, co w domu, stwierdziła, że nie ma się do kogo odezwać. Ba, problem w tym, że koleżanka jest znana, także na forum z tego, że nie odzywa się do męża z zasady, pielęgnując Niemców w domu, czy jak to ona łagodnie nazywa Lichtensteinszczyków. On zaś na co dzień ma proste zadanie, musi tylko odgadnąć, co ona chciałaby mu powiedzieć, gdy milczy. A tu zgroza, mąż jak wyszedł na spotkanie sztabu kryzysowego od odśnieżania, tak przepadł. Koleżanka twierdzi, że to jednak zupełnie co innego nie odzywać się do obecnego, a nie mieć się do kogo odezwać. A zdenerwowana jest do granicy ostateczności, bo co to za „sztaby kryzysowe”, które odbywają się pałacyku ślubów? Znowu imprezka integracyjna na koszt podatnika. Jak mąż wróci, to ona mu pokaże, jak można się nie odzywać, oj pokaże!