O ile mię pamięć nie myli dotyczyło to interpretacji jakichś zarządzeń, czy to dyrektorskich, czy ministerialnych. Jedna koleżanka posiadała wątpliwość, druga żądała uściślenia.
Taką opisywaną atmosferę to pamiętam, jeszcze całkiem niedawno, z tym, że z tendencją zanikającą. Najpierw, po uzyskaniu przez pokój nauczycielski dostępu do mo... ekhm, do przylegającego zaplecza, tamże zostali zesłani palacze. A ze również tamże zamontowano czajnik i ogólnie aneks kuchenny, a ja działam wyłącznie napędzana brytyjskim herbacianym dieslem, toteż wędziłam się tam przez lat kilka. Bo też i atmosfera bywała tam gęstsza nie tylko w sensie przenośnym. Po pewnym nieszczęśliwym zbiegu okoliczności (obejmującym niedopałek, kosz na śmieci, praw fizyki pan nie zmienisz...), po którym do tej pory zostały nam fikuśnie poodkształcane oprawy lamp na suficie, obowiązuje całkowity zakaz palenia na terenie placówki za wyjątkiem gabinetu Dyrekcji i "kanciapy Balcerka" w piwnicy (ale jedno i drugie wymaga znajomości na wysokim szczeblu, już to dyrekcyjnym właśnie, już to zażyłości z hermetycznym światem Państwa Woźnych). Skutkiem czego więcej można za pobliskimi garażami napotkać popalających belfrów niż młodzieży.
No, ale jak słychać duch w narodzie belferskim do końca nie ginie.