Chyba włoski.
W piątek rozliczaliśmy nadgodziny i wyszło mi, że oprócz tego, że regularnie robię półtora etatu, to udało mi się w czterotygodniowym okresie rozliczeniowym wypracować tygodni pięć.
I mówimy tylko o godzinach tablicowych, bez sprawdzania klasówek, spotkań z rodzicami i bachoringu.
Nawet, jeśli bym strajkowała, to to byłoby po prostu odebranie nadgodzin.
Nie, u nas nie będzie strajku, bo przespaliśmy terminy proceduralne. Tak to jest, jak ekipa składa się z ponad stu pracowników. Psychologia tłumu się włącza, każdy myśli, że przecież ktoś coś zrobi...
Ktoś (czyli Bruxa i dwie koleżanki) nawet spróbował ratować, co się da, ale już za późno. A nielegalnie strajkować nie chcemy. Na razie ktoś (patrz wyżej) ogarnia oflagowanie i oplakatowanie obiektu. Żeby nie było, że to szkoła łamistrajków...