Trzeba było sprawdzić, czy mi pomidorów z balkonu nie zdmuchnęło.
Rozumiem, że Dufałki nie mijałeś?
A propos Dufałki...
LUDZIE!!!
NARESZCIE!!!
SOM!!!
Takiego wysypu podgrzybków (głównie zajączków, ale nie tylko, nawet dwa borowiki się trafiły, jeden ślachetny, jeden w ceglastych portkach) to ja od lat nie pamiętam. Jak za dawnych dobrych czasów, co to najstarsi górale pamiętają, nie było czasu do koszyka ładować, tylko się szło od jednego do drugiego, cięło i układało na kupki brzuszkami do góry, żeby było łatwiej znaleźć. A potem, idąc szlakiem tych żółtych kupek, się jeszcze raz cięło, co w międzyczasie urosło. Aż było słychać pyk, pyk, pyk... jak rosną. Momentami nie było gdzie nogi postawić. Jak bonie dydy nie przesadzam, nie tym razem. Uzbierałam 10 litrów, z tego połowa robaczywych, ale i tak co poszło do słoi i na suszarkę, to moje.
A one tam ciągle rosną...
Zrucę zdjęcie na dowód, ale jutro, bo po czterech godzinach obróbki mam ździebko dosyć. A jeszcze dziś idę straszyć w skansenie. Nocne zwiedzanie z dreszczykiem jest.