Po sobie, ale co robić? Dzisiaj w sumie smutna historia o tym, jak łatwo o pomyłkę w kartach i nie tylko.
Otto von Stackelberg, rosyjski poseł przy dworze Stanisława Augusta Poniatowskiego, obwieszał się modnymi ciuszkami oraz rzędami błyskotliwych orderów. Nie dziw więc, że czasem właśnie jego brano za najważniejszą personę w Rzeczpospolitej. W istocie prawie nic się nie działo bez jego wiedzy. Nawet z rozpoczęciem balu czekano na carskiego "namiestnika".
Pewnego razu na przyjęciu pojawił się francuski dyplomata. Zobaczywszy brzękającego orderami Stackelberga, podszedł do niego i wygłosił mowę przeznaczoną dla monarchy. Szybko wyjaśniono zamieszanie, ale niesmak pozostał. Obrażony Francuz postanowił wziąć rewanż. Sposobność do zemsty trafiła się nader szybko, gdyż towarzystwo chciało pograć w karty. Karciana zabawa była nieodłącznym elementem rozrywek doby stanisławowskiej. Grano powszechnie, namiętnie, zapamiętale. W jeden wieczór fortuny przechodziły z rąk do rąk. Jedni wstawali od stolika bogaczami, inni nędzarzami. Tego wieczoru nie chodziło jednak o wielkie sumy. Stanisław August kart nie lubił i grał raczej od niechcenia. Monarcha zasiadł przy stole ze Stackelbergiem i owym francuskim dyplomatą. Podczas rozdania Rosjanin położył damę, a Francuz przebił ją ... waletem.
- Jak to? - zapytał zdziwiony Stackelberg - bije pan waletem damę?
- Proszę mi wybaczyć. dzisiaj już po raz wtóry biorę waleta za króla - odparł złośliwie gość znad Sekwany.
Obecnie o pomyłkę chyba trudniej, nawet rosyjskiemu ambasadorowi?