Wawel kojarzy się nam z „zamierzchłymi” czasami polskiego Renesansu. Niesłusznie. Pominę może okres zaborów, kiedy wykorzystywano go jako koszary CK armii, jednak warto wspomnieć, że w czasach nam bliższych, bo w okresie dwudziestolecia międzywojennego, był przygotowany do goszczenia Prezydenta RP. I taką funkcję pełnił, gdy prezydentem był Ignacy Mościcki, który miał tam swój, wcale luksusowy zakącik – biurko, sypialnię i łazienkę co się zowie, bo z wanną, do której schodziło się po schodkach i z… dedykowanym pisuarem.
Nic dziwnego, że po wybuchu II WŚ, Wawel i komnaty prezydenckie przejął we władanie generalny gubernator Generalnej Guberni, Hans Frank. Słynął on z nieokrzesania, braku ogłady i obycia, czemu już wkrótce dał wyraz, z miejsca pokazując, co się stanie, jak wpuścić chama na salony. Od razu obniżył poziom kultury, każąc zamontować niżej pisuar Mościckiego. Niż dziwnego, że po wojnie Frank został uznany za zbrodniarza wojennego i stracony. A pisuar? Pisuar pozostał, wisząc za nisko, co najprawdopodobniej leżało u podstaw decyzji kolejnego prezydenta, Lecha Wałęsy, aby zwrócić komnaty prezydenckie Wawelowi. Kto wie, czy do tego by doszło, gdyby Wałęsa był nie elektrykiem, a hydraulikiem i potrafił przesunąć pisuar do góry?
A jak wygląda za wysoko zawieszony pisuar? Proooszzę: