Wszystko, co mówisz, to prawda, tyle, że gdybym to ja miał być tym nieformalistą, to jestem prawie na straconej sytuacji, bo nie dość, że mężczyzna, to jeszcze biały, i nie gay, a więc opresyjny oprawca i dyskryminator, do tego nie chcący łożyć (bo już się wyłożył) na swoje dzieci (nawet te odmiany bliskowschodniej lub afrykańskiej), że o spotykaniach się z nimi nie wspomnę.
My tu sobie śmichy-chichy odprawiamy, a w takiej Wielkiej Brytanii pojawił się swego czasu jak najpoważniej projekt, żeby sformalizować związki nieformalne, czyli innymi słowy konkubinaty. Chodzi oczywiście o to, że stałość związku przesądza m. in. wspólnocie majątkowej konkubentów. A więc mamy kokubentów ze wspólnym majątkiem małżeńskim.
Nie wiem, jakie są losy projektu, ale zastanawiam się (takie tam prawnicze majaczenie), czy pójście kilka razy na wspólne imprezy (kino, prywatka, współne wakacje) i kilka razy do łóżka powodowałoby już współność majątku? Prawnicy strony, która by do tego dążyła już by coś wymyślili. W takim wypadku zostawałyby tylko: intercyzy spisywane przy pierwszym spotkaniu lub prostytucja. Prostytucja oczywiście tylko do czasu, gdy nie zostanie uznane, że pójście z prostytutką do łóżka oraz pierwszy wspólny wydatek (np. zapłata ze tę usługę) powoduje powstanie wspólności majątkowej klienta i usługodawczyni.
Tararara bum....