Jakiś czas temu zgadało się z kumplem z czasów studenckich na tematy ogólnohistoryczne i rozmowa skręciła na przedziwne zaszłości rodem ze średniowiecza całkiem niedawno jeszcze obecne w Polszcze. Pańszczyzna w II RP*). Szarwark w latach 60-tych**). No i straż wiejska. Nie mylić ze Strażą Miejską z książek mistrza Pratchetta ale jak się zaraz okaże podobieństwa były. Ale do ad remu jak mawiał pewien wybraniec narodu. Z okruchów pamięci wyłowiłem, że faktycznie: w pokoleniu dziadków było coś takiego jak Wartownia. Istniały pojęcia "siedzieć na wartowni", "[dziadek] wartował i nie było go w domu" ba - nawet w rodzinnej podtarnowskiej miejscowości (gdzie nb teraz przesiadywam urlopowo) sławna jest historia jak to na owej wartowni poród odebrano. Kolega miał jednak więcej informacji. U niego oznaką owej straży wiejskiej była tęga dębowa laga zwana Wachą (mimo że okolice Radomska gdzie działa się wspomniana akcja były w byłym zaborze rosyjskim, jak twierdził kumpel - "soft power" III Rzeszy był tak duży iż wiele rzeczy nazywano tam z niemiecka). Wędrowała ona od zagrody do zagrody. Gdy została przekazana należało zebrać najbliższych sąsiadów, udać się na tamtejszą wartownię, porządnie sponiewierać alkoholowo a następnie łazić tam i z powrotem po wsi - ulicówce rycząc od czasu do czasu "Waacha czuuuuwa"!!! ("...i wszystko jest w porządku"!). W sytuacji gdy przyuważono kogoś kto dajmy na to kradnie jabłka czy napastywa panią, wymierzano szybką, doraźną sprawiedliwość za pomocą Wachy (tzn dwóch trzyma jeden wymierza, nie żałując rozmachu). To darcie dziobów zresztą spowodowało koniec tradycji. Szły lata 70-te, człowiek poleciał w kosmos a pewna pani stwierdziła iż swym rykiem małżonek budzi ich dziecko, nakładła mu po... no po buzi, zaś Wachę - o zgrozo! - wyrzuciła do studni, na oczach zbaraniałych strażników - ochotników którym nijak było szarpać się z kobietą. I tak z braku Wachy służba wartownicza upadła, przez jedną kobietę (chciałoby się rzec Wachobójczynię, skojarzenia z Vimesem Kamienną Gębą oczywiste...). Najbardziej żal tego artefaktu. Kto wie jak był stary? Może pamiętał czasy Jagiełłowe, może Bolesławów a może wręcz króla Popiela? A może jeszcze tajemnicze cywilizacje Gondwany?
Nasuwa się też kilka pytań:
- Ciekawe, tak na serio, kiedy to wprowadzono (znamienne jest że występowało to zjawisko w dwóch co najmniej zaborach, zatem - II RP?
- Dziwne że ludowa milicja tolerowała takie zjawisko.
*) Była w kilku wsiach które odziedziczyły po CK Monarchii prawo węgierskie.
**) Tak było: robotnik socjalistycznego zakładu wracał z pracy, wyciągał się na fotelu i usiłował piąchą wydobyć coś ze śieżenia odbiornika Wisła, a chłop schodził z pola i szedł kopać rowy przydrożne.