Dotarliśmy (jako jedyni) to materiałów wyjaśniających kulisy wyborów prezydenckich w USA.
Otóż w związku z fatalną sytuacją gospodarczą, nikt nie chciał wygrać tych wyborów. Toczyły się bardzo, bardzo, bardzo tajne rozmowy, by prezydentem USA został Donald I Tusk - jak wiadomo, jedyny człowiek dla tak trudnych czasów.
Niestety, premier odmówił tłumacząc się praniem i zaproponował Lecha.
Niestety, sztaby obu partii stwierdziły, że Lech to roztopione masło i zdecydowanie wolą Tyskie.
W wyniku fiaska rozmów zarządzono, że prezydentem zostanie ten, kto przegra w cymbergaja. I tu zdecydowanym wygranym okazał się John Frytki McCain - ogrywając Obamę 164 do zera.
Chcąc nie chcąc - musiał więc wygrać wybory.
Ot burżuazyjna demokracja...