A we wogle co to za porządki, żeby jak ktoś kupił książkę, przeczytał, to potem żeby mógł ją komuś pożyczyć, albo i sprzedać?!?
Albo posiadać ją i korzystać przez pół wieku, nie uiszczając żadnego abonamentu?
To z czego autor i wydawca ma żyć?
A tak serio serio, bo czasem sobie żartujemy... Do powyższego modelu dążą ebooki. "Kupując" elektroniczna książkę nie stajesz się jej właścicielem, a jedynie czasowym dzierżawcą, bez żadnych praw. Amazon posuwa się do tego, że potrafił podmienić całą książkę wszystkim użytkownikom, tłumacząc się jakowymiś błędami w druku. Nie dość, że nie wiadomo, czy chodziło o literówkę, czy też o to, czy naszego bohatera okradli czy ukradli, to jeszcze wypiździło w kosmos wszystkie notatki i zakładki...
Jak dla mnie to jeszcze jeden argument o wyższości papieru - poza tym, że papierowej książki można użyć jako podstawki pod kawę czy packi na muchy, że o takich oczywistościach, jak rozpalanie ogniska, skręcanie blanta, czy użycie w celach higienicznych nie wspomnę.
Taki Cohen Barbarzyńca ze Świata Dysku bardzo szanował książki. Dobrze wysuszona książka, odpowiednio szanowana, mogła wystarczyć na długo, a w trudnych zimowych warunkach ratowała życie niejednemu zziębniętemu wędrowcowi...