Logo
Start    O rodzinie    Osoby   Lista odcinków   Forum   Kontakt  Zembaty  Tfurczość klubu   Piosenki



Poniższy tekst to zbiorowe dzieło forumowiczów fan-clubu im. kaprala Jedziniaka.

  W niezapomnianym roku 1904 szedłem przez stołówkę i myślałem o ryżu z dżemem, aż tu nagle widzę przed sobą tego łobuza, Zachariasza Dorożyńskiego pałaszującego swój pierwszy ostatni posiłek. Podszedłem więc kochani do niego na palcach i walnąłem go w plecy kijem golfowym i pomyslałem:
- Skąd mam ten kij?
- i wyobraźcie sobie, dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie jest kij golfowy i to nie jest Zachariasz Dorożyński, lecz mój przełożony Kapral Jedziniak...
"Czy jest coś o czymś nie wiem, Pośpie... Poszepszyński"? - spytał z wykrzywioną bólem twarzą kapral Jedziniak, którego w tym niecodziennym i doskonałym przebraniu miałem przemycić na stołówkę, a przywaliłem nim w jego osobistego przełożonego, przebranego za paskudnego, czerwonoskórego Japończyka. Postanowiłem nie czekać na reakcje japończyka lecz wziąłem nogi za pas, który zresztą ukradłem Japończykowi i udałem się na dworzec KuK Koleji Żelaznej, aby jak najszybciej oddalić się z pechowego miejsca pierwszym pociągiem parowym w Mandżurii, którego uruchomienie zapowiadano od dłuższego czasu. Na dworcu był tłok i ścisk, jak to na Peterburg przystało, prawda, mówię wam piękne miasto, panie, światowe, panie, nowoczsne a te Rosjanki mhmm coż to za kobiety palce lizać, zjadłbym chlieba,.. z dzemem i popiłbym wodą...
"Grzegorzu ja już nie wytrzymam, ten starzec przeje, najprawdopodobniej, nasze wszystkie oszczędności,"
"Uspokój się Marylu,Papo, jadł już dzisiaj ojciec śniadanie, w zasadzie, i to powinno ojcu wystarczyć, jak to mawiał wielki francuski poeta Tomasz Szekspir, nie żyje się po to aby jeść, ale je się... jak to było Maurycy?"
"Dobrze wiesz ojcze, ze literatura jest mi zupełnie obojętna, jestem przecież chemikiem",
"Słusznie chłopcze, ale o czym to ja mówiłem, prawda, a tak, no i na tym przepysznym mandzurskim dworcu, prawda, sącząc w wytwornej, przywdorcowej kawiarence szklankę wybornej mandżurskiej herbaty, gdy tu nagle widzę zataczającą się przy torach postać, obrzydliwa mówię wam, twarz spuchnięta, zielona, posiniaczona po dłuższej obserwacji okazało się, że był to moi kochani nie kto inny jak mój stary kompan Sebek Sewastopolski...
"Sebek" mówię do niego" a on nic!! Rzuciłem w niego (żeby zwrócił na mnie uwagę) dwoma bananami i jedną gumową kaczką...
Musicie wiedzieć moi mili, że te oto gumową kaczkę otrzymałem swego czasu jako dar wdzięczności od pewnego mandzurskiego chłopa. Gdy w niezapomnianym roku 1904 nasz oddział przeczesywał napotkaną na naszej drodze, okoliczną wioskę, kapral Jedzieniak odkrył niespodziewanie, w brzuchu ubitego uprzednio mandzurskiego wołu butelkę, która okazała się być ku naszej ogromnej prawda radości polski trunkiem wysokoprocentowym (72%) pochodzącym z regionów Podlasia o dumnej i dźwięcznej nazwie "Radunianka". Trzask prask ale jeszcze nie po wszystkim !! Sebek stoi jak stał, zacząłem do niego kochani nawet powoli strzelać z palców, procy, glocka, moździeża, armaty...
Dopiero gdy otworzyłem słoik z dżemem truskawkowym i zjadłem go w całości ma sie rozumieć "palce lizać", Sebek otworzył najpierw liewe, a potem prawe oko... i rozpłynął się w powietrzu jak smak po ostatniej łyżce słoiku z dżemem, i wtedy stało sie jasne że Sebek jest Dżinem "Towarzyszu Dziadku Jacku Poszepszyński" mówił do mnie duch Sebek "jako najprawdziwszy dżin spełnie twoje trzy życzenia"... Dobra, mówię do niego, po pierwsze może słoik z dżemem, truskawkowym, drugiego i trzeciego nie zdązyłem wypowiedzieć z dziką namiętnością rzucająć się na słoik z dżemem dopiero co wyczarowanym przez "Sebka" i... wtedy sen się skończył trzask prask i po wszystkim!!!
Aż tu nagle i niespodziewanie "dla wszystkich pojawiła się na forum Tosia! Ku powszechnej radości" te dziwne zdania chodziły mnie po głowie i w tym samym mąmencie kochani mym NADLUDZKIM refleksem uniknąłem wielkiego zielonego arbuza lecącego w moja stronę, rzuconego przez Stefana (niejakiego Bolcmana), który przeraził się czytając coraz to bardziej niepokojące dalsze losy naszej(?) (niestety chyba nie mojej) własnej anegdoty wprost z 1904 roku...

 Powrót - Tfurczość klubu