No wreszcie!
No wreszcie Cezar (po ponad 400 postach) poruszył ważne, a zarazem ważkie pytanie.
Z tej wielkiej radości prześlę mu wagon dżemu.
Luzem.
Co nie umniejsza mojego zachwytu!
Fakt - pytanie to jest z gruntu hamletowskie (Hamlet, to taki Szwed, czy inny Fińczyk - uwaga dla młodzieży).
Kto wygrywa głodówkę - ten kto umiera pierwszy czy ostatni?
Coś o tym wie Iron Lady, ale tam przerwano zawody po pierwszym zgonie, a więc nawet precedensu nie ma.
Musimy opracować więc własny (choć prawo polskie nie opiera się niestety na precedensach) sposób przeprowadzenia wyścigów głodówkowych, opatentować go, zgłosić do MKOLU, wybrać się do zarządu światowego (prezesem może zostac Bruxa bo zna język czeski).
A potem?
Bankiety, wyjazdy, olimpiady, korupcja - i to wszystko na koszt podatnika.
Czyż to nie piękna perspektywa?
Eh, rozmarzyłem się...