Natrafiłem na taki fragment u mojego ulubionego autora:
"Z nieba leciał jakiś warmiński szajs, ani deszcz, ani śnieg, ani grad. To coś zamarzało, gdy tylko spadło na szybę, i nawet najszybciej latające wycieraczki nie potrafiły zwyciężyć tajemniczej
substancji. Płyn do spryskiwacza jedynie się rozmazywał,(...) nie mógł uwierzyć, że żyje w
miejscu, gdzie takie zjawiska atmosferyczne są możliwe."
Tony, prawda to?
I jeszcze jedno:
"Kiedy zaraz po przeprowadzce przeczytał (...) że osobnik zarządzający
ruchem w mieście [Olsztynie] nie wierzy w zieloną falę, bo wtedy ludzie się za bardzo rozpędzają, co stwarza
zagrożenie w ruchu drogowym, pomyślał, że to nawet śmieszny żart. To nie był żart. Wkrótce
dowiedział się, że w tym niewielkim koniec końców mieście, które na piechotę można przejść w pół
godziny i gdzie komunikacja odbywa się szerokimi ulicami, wszyscy bez przerwy stoją w korkach. I
– tu trzeba oddać urzędnikowi sprawiedliwość – co prawda groziła im apopleksja, ale przynajmniej
nie stwarzali zagrożenia dla innych uczestników ruchu.
Na dodatek nie wierzono, aby mieszkańcy Olsztyna potrafili normalnie skręcić w lewo,
przepuszczając najpierw jadące z naprzeciwka samochody. Dlatego, w trosce o ich bezpieczeństwo,
na prawie każdym skrzyżowaniu było to niedozwolone. Każda ulica trafiająca do skrzyżowania
dostawała po kolei zielone światło dla siebie, podczas gdy reszta grzecznie stała i czekała."
Tony?