Ostatnio czytam znalezioną na półce wersję książkową Stawki (pierwsze wydanie!) i zachwycam się co krok.
Wzmiankowana paprotka na witrynie antykwariatu między starym zegarem i antyczną szablą na miejscu, znaczy jest bezpiecznie.
Młoda kurierka tłumaczy się, że niczego nie podejrzewała, bo na drzwiach u krawca kredą napisane K+M+B, a przecież jakby coś, to miał zetrzeć...
Totalnie to widzę. Wpada do antykwariusza czy innego krawca gestapo, a gospodarz spokojnie ma czas paprotki przestawiać. No tu jeszcze mógł w udawanym zamieszaniu przewrócić, chociaż na witrynę zazwyczaj nie tak łatwo sięgnąć, ale jakby goście nie byli zupełnymi idiotami to pewnie postawiliby z powrotem. Ale za drzwi wyskoczyć i napisy ścierać? "Przepraszam panowie, ja tylko na momencik, czy Herr Obrsturmbahnfuehrer byłby łaskaw podać mi ściereczkę? Dziękuję, teraz mogą mnie panowie lać dalej po mordzie, służę facjatą."
Jak to szło? Za okupacji to były czasy. Brunner jednymi drzwiami wchodził, Kloss drugimi wychodził i jeszcze miał czas żeby "nie ze mną te numery!" zawołać...