A ze szklanymi pamiątkami to było tak...
Pakując nabyte szklane pamiątki Grzegorz wziął poprawkę na ich nieregulaminową, acz standardową pojemność 0,7l i umieścił bezpiecznie w bagażu rejestrowanym, po czym grzecznie go odprawił.
Okazało się jednak, że samolot, na który bagaż został nadany, nie poleci. Mgła.
Przepakowano więc bagaże i pasażerów do autokaru i zawieziono na lotnisko gdzie mieli łapać przesiadkę, do Nantes.
Na lotnisko w Nantes dotarli późno, więc zostali popędzeni od razu do bramek z całym bagażem.
Kobieta, komsomołka... pardon, kontrola bezpieczeństwa doniuchała się szklanych pamiątek w bagażu rejestrowanym i nie dała sobie przetłumaczyć, że nie jest on kabinowy. Przez bramki z kotem... pardon, z butelkami nie wolno, i już.
Grzegorz, jak usłyszał, że jeśli nie zostawi oryginalnego chartreusse i kraftowego cydru, to nie poleci, natychmiast podjął męską decyzję.
Przyjął drugą opcję, która przewidywała podróż następnym samolotem, gdzie bagaż zostanie znowu regulaminowo nadany.
Następny samolot odlatywał następnego dnia. Przez Amsterdam.
Linia lotnicza zapewniła przebukowanie i zakwaterowanie, a Grzegorz ruszył w miasto...
A teraz grzecznie piszemy zażalenie. Bo bagaż wszak został od początku poprawnie nadany...