U nas ciekawostka. Wczoraj jedna z naszych koleżanek po pracy udała się do swojego samochodu na parking, zresztą umiejscowiony – co może mieć znaczenie – na tyłach Przychodni, jak pieszczotliwie nazywamy zakład pogrzebowy. Tam zobaczył ją pracownik znajdującego się po sąsiedzku sklepu z farbami i… szarpnęły nim uczucia. Przyjrzał się koleżance w gustownym płaszczu i… dostał ataku padaczki. Koleżanka mając niewątpliwe poczucie dumy, ale i kierowana wieloletnim w tej materii doświadczeniem - pełna obaw o życie delikwenta - zadzwoniła po karetkę. Do pracy wróciła z ogromnym poczuciem winy. Pocieszaliśmy ją jak potrafiliśmy mówiąc, że delikwent ma szczęście, że to nie lato, bo jeśli dostał ataku padaczki na jej widok w płaszczu, to widząc ją w służbowym bikini na pewno zszedłby, ku radości Przychodni.
A dzisiaj koleżanka miała jeszcze większą zgryzotę: jak się ubrać na odwiedziny chorego w szpitalu? Płaszcz, czy bikini?
Niejako w temacie – nasz kolega, który wraz z całą rodziną paskudnie zachorował na grypę (jak co roku zarazili się od własnego psa) dzisiaj poczuł się na tyle lepiej, że telefonicznie przesunął termin pogrzebu z najbliższego czwartku, na przyszłotygodniowy z opcją przesunięcia na kolejne…