Z faktu, że dawno nie pisałem, nie oznacza, że u nas się nie dzieje. Przeciwnie. Od wielu tygodni cała Kanca żyje problemami naszej koleżanki z sekretariatu, która próbowała zdać egzamin na prawo jazdy. Co ja mówię, kancelaria. Również miejscowy WORD (Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego) trzymał za nią kciuki.
Dłuugo nie przynosiło to jednak efektów. Zdenerwowanie połączone ze zdziwieniem ogarnęło wszystkich i zaczęliśmy poszukiwać mniej lub bardziej racjonalnych powodów, dla których koleżanka oblewała jeden egzamin za drugim. Podejrzenie padło wkrótce na jej dziadka, że to on stoi opoką… Niby bzdura, bo niby w jaki sposób, ale do czasu. Do czasu, bo jak w ubiegłym tygodniu koleżanka pochwała opornego dziadka, tak we wtorek od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej trumny, przepraszam, różdżki, egzamin zdała! Przypadek?
Jest jednak i inna ciekawostka. Otóż okazało się, że jeżeli ktoś nie zda co najmniej 7 razy egzaminu, wówczas jego prawo jazdy ma ograniczony terytorialnie zakres. W tym wypadku koleżanka ma prawo jazdy tzw. zabużańskie, a więc na Bielsk Podlaski, Hajnówkę, Siemianówkę i na szczęście - jako osoby prawosławnej - na Grabarkę. Ważne, że w naszym regionie nawet urzędnicy pamiętają o wielokulturowości.