A u nas tradycyjnie.
Nasza koleżanka, znana i lubiana (?) na forum specjalistka od prawa rodzinnego, osoba, której relacjami z mężem w domu rządzą niepodzielnie Niemce do spółki z Lichtensteiczykami, przyszła wczoraj do pracy wystrojona, że oczy rwie. Sukienka, dobrane do niej kolczyki, do tego buty, a że dziewczyna ładna, to niewiele wszystkim potrzeba… do podstawowego pytania:
- Masz kogoś? Opowiadaj!
Na to koleżanka energicznie zaprzecza, my ponawiamy pytanie z tym samym skutkiem. Sytuacja powtarza się kilkukrotnie. Wreszcie ktoś zdobył się na pomysł i nawiązując do starych, sprawdzonych metod przesłuchań uznał, że nie ma nieprawidłowych odpowiedzi, są tylko źle zadane pytania. Podchodzimy więc do koleżanki z pytaniem:
- Przyznaj się, masz kogoś?
- Nie!
- Chłopak, czy dziewczyna?
- Chłopak, stwierdziła z pewna rezygnacją w głosie.
I sprawa się wyjaśniła, a wszystko dobre, co się dobrze kończy. Żeby jednak nie posypać się przed mężem pytamy, czy mu powiedziała? Odpowiedź w sumie nie powinna dziwić:
- Nie odzywam się odo niego od roku, nie widzę powodu, dla którego miałabym teraz zacząć.