Światło dzienne ujrzała historia zmiany czasu na zimowy/letni.
Wiadomo, że Niemcy, wiadomo, że I WŚ. Jednak pomysłodawcą był Anglik i do tego purytanin, który nie mógł znieść, że jak on rozpoczynał dzień o wschodzie słońca (ok 4), to robotnicy jeszcze spali. Wypisz wymaluj, jak Fasiol, z tą różnicą, że jak wiadomo purytanie rodzą się ślepi.
Co jeden luteranin wymyślił, inni zastosowali. Niemce podczas I WŚ uznali, że gdyby robotnicy zaczynali wcześniej pracę w fabrykach zbrojeniowych, to można by zaoszczędzić na oświetleniu pomieszczeń fabrycznych wieczorem. Jednak obawiano się, że zmiana czasu pracy doprowadzi do strajków. Zamiast więc przesuwać czas pracy, przesunięto cały zegar. Za nimi zrobiła to nie tylko okupowana Polska, ale i cały wojujący świat.
Co ciekawe, po wojnie zrezygnowano ze zmiany czasu i wrócono do tego dopiero po wojnie Jom Kipur, gdy sześciokrotnie wzrosły ceny ropy (znowu ci Semici...). W Polsce, po krótkich epizodach na przełomie lat 50 i 60, "na stałe" wprowadzono zmianę czasu w 1977 r.
Nawet sobie nie zdawałem sprawy, że prawie całą pierwszą dekadę życia spędziłem w okowach wolnego czasu! Czy dożyję powrotu do słodkiego, jednego czasu dzieciństwa?